Dziennikarka zaangażowała się w pomoc przy budowie "Przylądka Nadziei", wrocławskiej kliniki onkologicznej dla dzieci.
Została ambasadorką akcji, wsparła ją kwotą 50 tys. złotych, a podczas wywiadów cały czas stara się zwrócić uwagę na trudną sytuację chorych maluchów.
Być może jej otwartość i dobre serce to skutek przykrych doświadczeń, jakie dane jej było przeżyć.
Podróżniczka niegdyś poważnie chorowała, miała też złamany kręgosłup.
"Mam za sobą dwie ciężkie operacje i chemioterapię, więc doskonale rozumiem innych. Ten temat jest bliski mojemu sercu, dlatego cieszę się, że miałam okazję otworzyć ‘Przylądek Nadziei’. Przyznam się też, że w jednym z moich tatuaży zawarłam współrzędne tego miejsca" - wyznała w programie "Dzień dobry TVN".
Co więcej, jej powrót do zdrowia wcale nie odbywał się w znakomitych okolicznościach. Wojciechowska nie wyobraża sobie tego, że w razie choroby jej ukochanej córki, ta byłaby leczona tak, jak ona w przeszłości.
"Moje dziecko nie będzie musiało się leczyć w takich warunkach jak ja" - stwierdziła dziennikarka.
Zapewne to właśnie również troska o jej własną pociechę skłoniła podróżniczkę do włączenia się w pomoc przy budowie dziecięcej kliniki.
Szlachetny gest.










