Był 1980 rok, gdy Małgorzata Braunek (†67 l.), wówczas ulubienica całej Polski, zdecydowała się porzucić aktorstwo i wyjechać w długą podróż do Azji, z której wróciła jako... buddystka. Do tego, by zrezygnować ze wszystkich dobrodziejstw życia gwiazdy namówił ją ukochany mężczyzna, Andrzej Krajewski.
40 lat temu Małgorzata Braunek była najpopularniejszą polską aktorką. Role w "Potopie", "Lalce" i "Krajobrazie po bitwie" uczyniły ją gwiazdą. Miała szansę na międzynarodową karierę, ale wybrała... miłość.
Zakochała się w przystojnym hipisie i postanowiła pojechać z nim na koniec świata.
Kiedy 34 lata później umierała na raka, Andrzej Krajewski wciąż był przy niej i trzymał ją za rękę.
"To miłość mojego życia" - mówiła Małgorzata Braunek, przedstawiając znajomym Andrzeja Krajewskiego.
Wysoki, siwy mężczyzna, u boku którego aktorka spędziła ostatnie 37 lat swego życia, robił piorunujące wrażenie na kobietach, ale liczyła się dla niego tylko jedna - Małgosia.
Kiedy Małgorzata Braunek grała w serialu "Dom nad rozlewiskiem", Andrzej Krajewski w każdy piątek przyjeżdżał na Mazury, by zabrać ją do domu. Przed laty, gdy grała w "Lalce", też odbierał ją z planu, a ona nie mogła się doczekać dnia, kiedy nie będzie już musiała wracać do pracy.
"Chciałam jak najszybciej wyzwolić się z tego życia, uciec z Andrzejem na koniec świata, po prostu zniknąć" - wspominała w jednym ze swych ostatnich wywiadów.