Reklama
Reklama

Maja Popielarska nigdy wcześniej o tym nie mówiła! "Moje życie nie jest usłane różami"

Widzowie znają ją z ekranu jako osobę pogodną i uśmiechniętą. Prywatnie Maja Popielarska (43 l.) miewa gorsze momenty, w których płacze i ma wszystkiego dosyć, szczególnie że jest zapracowaną mamą dwójki synów - Jakuba i Jana. "Moje życie nie jest usłane różami" - wyznaje.

Chłopcy są do siebie podobni?

- Są zupełnie różni - jak ogień i woda. Zastanawiam się, jak to w ogóle jest możliwe. Chociaż... z drugiej strony może to i lepiej, bo wspaniale się uzupełniają.

Między chłopcami jest dziesięć lat różnicy. To chyba sporo. Trudna to była decyzja?

- Przyznaję, że trudno było zdecydować się na drugie dziecko po tak długiej przerwie. Słuchałam jednak opinii pań, które przekonywały mnie, że macierzyństwo w tym wieku jest dużo bardziej wartościowe.

Reklama

Miały rację?

- Absolutnie się z nimi zgadzam.

Macierzyństwo faktycznie zmienia każdą kobietę?

- Wraz z narodzinami dzieci dokonują się w naszym życiu wielkie zmiany. Próbujemy jak najlepiej ogarnąć całą masę nowych obowiązków. To ogromne wyzwanie dla każdej kobiety. Przy drugim dziecku sytuacja wygląda jeszcze inaczej, ale jest za to więcej spokoju.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Jest pani zaradną mamą?

- Trzeba byłoby zapytać o to moich chłopców. Jedno jest pewne, staram się dawać im od siebie i siebie jak najwięcej. Cały czas uczę się tego, że nie zawsze wszystko musi być doskonałe.

Teoria wydaje się prosta, gorzej jest z zastosowaniem jej w praktyce.

- Wczoraj miałam taką sytuację, że zjadłam z moimi chłopakami wspólny obiad. Jak po każdym posiłku, trzeba było posprzątać, wiedziałam jednak, że panowie lada moment wybiorą się na kilkudniową wycieczkę. Najmłodszy synek bardzo to przeżywał. Był przyklejony do mnie i powtarzał: "Mamo, ale ja nie chcę jechać". Niestety, nie mógł zostać ze mną w domu, bo następnego dnia musiałam iść do pracy.

I jak to wytłumaczyć dziecku?

- Być przy nim w chwilach zwątpienia. Tamtego popołudnia, po skończonym obiedzie uświadomiłam sobie, że teraz nie pora na zmywanie. Rzuciłam wszystko co robiłam, usiadłam razem z synem i zaczęłam czytać mu książkę, poprzytulaliśmy się, porozmawialiśmy szczerze i w synka natychmiast wstąpiła inna energia. Po chwili nie bał się już wyjazdu, bo wiedział, że za kilka dni znów się zobaczymy.

Często musi pani wybierać między pracą, a życiem rodzinnym?

- Bycie rodzicem to najtrudniejszy zawód świata. A dokonanie właściwych wyborów jest bardzo trudne. W związku z tym miewam notoryczne wyrzuty sumienia. Staram się jednak, żeby jakość czasu, który spędzam z chłopcami, zawsze była jak najlepsza.

A chwila tylko dla siebie, dla własnej przyjemności? Pamięta pani co to takiego?

- Każde pięć minut wolnego czasu wykorzystuję do granic możliwości. Zdarza mi się spojrzeć w telewizor, czytam lub idę na masaż, który uwielbiam. No i oczywiście do ogrodu... Ale nie oszukujmy się, takie chwile nie zdarzają się często.

Proszę mi zdradzić - jaka jest pani definicja szczęścia?

- Moim największym szczęściem jest to, że z przyjemnością wracam z pracy do domu. I to, że mam wspaniałą rodzinę, trzech cudownych facetów.

Promienieje pani radością i życiowym optymizmem. Zawsze widzi pani świat w różowych barwach?

- To nie do końca tak jest. Nie mówię o złych i przykrych sprawach, które mi się przytrafiają. Miewam też gorsze momenty, w których płaczę i mam wszystkiego dość. Tak samo jak inni mierzę się z codziennymi kłopotami. Moje życie nie jest wyłącznie różowe, usłane różami. Uśmiechnięci ludzie z telewizji są przecież normalnymi ludźmi. 

Ale chyba lepiej, aby prezenterka pogody miała pogodę ducha?

- (śmiech) Ona przyda się nam wszystkim. A czy mam pogodę ducha w genach? Nie wiem. Ja po prostu doceniam to co mam.

Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Maja Popielarska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy