Maja Bohosiewicz, ambitna businesswoman, aktorka, matka dwojga dzieci uznała, że ma za dużo na głowie, by samodzielnie ogarniać wszystkie wyzwania. Wzorem Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście” postanowiła zatrudnić osobistą asystentkę. Ogłoszenie o naborze opublikowała na swoim InstaStory. I od razu zrobiło się niemiło. Ale po kolei…
Maja poszukuje osoby, mieszkającej w Warszawie i zadomowionej w stolicy na tyle, by znać topografię miasta i nie błądzić po ulicach. Do tego wymaga prawa jazdy i co najmniej pięcioletniego doświadczenia za kierownicą. W specjalnym punkcie swojego ogłoszenia podkreśla, że nie jest to praca zdalna, za to wymagająca niezwykłej elastyczności czasowej i dyspozycyjności praktycznie przez całą dobę:
Nienormowany czas pracy, często też nienormalny czas pracy. Dla osoby ze stalowymi nerwami, która potrafi działać pod presją czasu i pod wpływem czynników stresujących. Proszę się nie zgłaszać, jeżeli „szkoda, że nie Kraków, szkoda, że nie Dusseldorf”, ja wiem, że szkoda. I też mi przykro, ale szanujmy swój czas. Praca stacjonarna w Warszawie dla osób, które już tu mieszkają.
Bohosiewicz wymienia z swoim anonsie obowiązki, które mają spaść na barki jej nowej asystentki:
Prowadzenie kalendarza, pomoc w organizacji obowiązków zawodowych, pomoc w obowiązkach prywatnych, organizowanie mini sesji zdjęciowych czy dni nagraniowych, kontakt z księgowymi, kontakt z urzędami, kupowanie biletów lotniczych, obsługa wszystkich skrzynek komunikacyjnych, rozwiązywanie problemów dnia codziennego, kontakt z kontrahentami.
Maja Bohosiewicz szuka asystentki
Radzilibyśmy uważać na to „rozwiązywanie problemów dnia codziennego”. Show biznes zna wprawdzie przypadki, gdy Doda wysyłała swoją ówczesną menedżerkę Maję Sablewską do nocnej apteki po tampony, a Maryla Rodowicz swojego menedżera w środku nocy po masło do kanapek, jednak oni, z racji zajmowanego stanowiska, mieli prawo do procentu od zysków gwiazdy, którą się opiekowali. To z pewnością pomogło przełknąć upokorzenie. Bohosiewicz oferuje tylko pensję.
Poza tym Maja wymaga, by nowa asystentka lepiej orientowała się w jej sprawach niż ona sama i potrafiła w biegu rozwiązywać wszystkie jej problemy i nie miewając własnych, zwłaszcza zdrowotnych, bo to Maję stresuje:
Dla osób, które informując o problemie, przychodzą przynajmniej z jednym, nawet średniej jakości, rozwiązaniem. Osoby, które wiedzą, że ich stan zdrowia interesuje tylko dwie osoby na świecie: mamę i lekarza prowadzącego.
Jak można było przewiedzieć, chociaż Maja akurat nie wzięła tego pod uwagę, jej uwaga na temat zdrowia przyszłej pracownicy wywołała zamieszanie. Bohosiewicz postanowiła wyjaśnić co ma na myśli. Okazuje się, że można chorować, tylko po cichutku, żeby się Maja nie zdenerwowała:
Do choroby każdy ma prawo, choroba nie wybiera. Natomiast nie lubię przebywać z ludźmi, którzy pasjonują się swoimi chorobami, przebytymi wycięciami migdałków, opowiadają o pobytach w szpitalu. Takie rzeczy od dawna mnie przerażają i jedyne, o czym lubię słuchać, to o zdrowiu, którego Wam wszystkim życzę.
Czy Wam też praca u Mai zaczyna wydawać się pracą marzeń..? W każdym razie posypały się już pierwsze zgłoszenia. Jedna z kandydatek chciała ustalić, co Bohosiewicz konkretnie oferuje, ta zaś była ciekawa, co ta pani sobą reprezentuje. Okazało się, że pani reprezentuje daleką od entuzjazmu opinię na temat Mai. Sprecyzowała ją dobitnie:
Bezczelne, rozpuszczone warszawskie dz*wki. Na pewno coś innego reprezentuję i nie chciałabym służyć jako Pani matka za pieniądze. Lekcje ortografii też by się przydały.
Na razie Maja nie uwzględniła ich w obowiązkach przyszłej asystentki, ale kto wie, może przemyśli sprawę…













