Reklama
Reklama

Magda Steczkowska i Piotr Królik: Miłość to ciężka praca!

Właśnie obchodzili 17. rocznicę ślubu. Magda Steczkowska (43 l.) i jej mąż Piotr Królik (52 l.) wciąż jednak zachowują się tak, jakby dopiero się poznali i zakochali w sobie. W szczerej rozmowie opowiadają, jak musieli się zmienić, aby stworzyć tak idealny związek, być w miejscu, w którym są teraz. I czego obawiali się, biorąc udział w podróży po Peru i Ekwadorze w ekstremalnym show „Ameryka Express”.

Świat i Ludzie: To kto kogo namówił do udziału w tym programie?

Magda Steczkowska: To ja namówiłam męża. Gdy tylko dostałam propozycję, od razu chciałam jechać. Mój mąż za to niespodziewanie oznajmił, że nie ma takiej możliwości (śmiech).

Piotr Królik: Bałem się różnych sytuacji, np. głodu, bo nie wyobrażałem sobie, że można przeżyć bez jedzenia, mając w kieszeni jednego dolara.

M.S.: A jak mój mąż jest głodny, to strasznie marudzi (śmiech).

P.K.: Bałem się, że źle wypadnę, gdy będę głodny, a przez to marudny... (śmiech).

Reklama

I że będziecie się kłócić?

P.K.: Tego akurat się nie baliśmy. Kłótnie występują u nas jak w każdej rodzinie. Nigdy nie ukrywamy emocji przed sobą, nasze dzieci też wiedzą, na co nas stać. Bałem się innych problemów. Na przykład, że nie będę potrafił przełamać słabości fizycznej. Pomimo że gram regularnie w piłkę nożną, chodzę na siłownię, nie zapominam ile mam lat, dokładnie 52. A jechaliśmy w wysokie góry.

M.S.: A mnie to w ogóle nie przerażało.

W końcu zdecydowaliście się jednak pojechać. Co przesądziło?

P.K.: Przekonał mnie nasz przyjaciel, Staszek Karpiel-Bułecka. Powiedział, że w tym programie jest tak duży poziom adrenaliny, że nie myśli się ani o głodzie, ani o tym, że zabraknie sił.

Zrobiliście sobie jakieś założenia przed tym wyjazdem?

P.K.: Wiedzieliśmy, że będziemy stosować jedną ważną zasadę, którą kierujemy się na co dzień. Nikogo nie będziemy udawać, grać. Będziemy zawsze sobą. Reszta to był żywioł.

Nie było zaskoczeń?

M.S.: Jesteśmy razem od 22 lat, więc trudno o zaskoczenia w naszym przypadku. Umocniłam się jedynie w przekonaniu, że mąż naprawdę jest moją drugą połówką, że zawsze mogę na niego liczyć, że to jest osoba, na której ramieniu mogę się i wypłakać, i wykrzyczeć...

P.K.: Po programie oczywiście rozmawialiśmy o naszych odczuciach i oboje stwierdziliśmy, że podczas tych ekstremalnych zadań doświadczyliśmy niesamowitej bliskości, więzi, która nas łączy. I tego właściwie nie spodziewaliśmy się w tym programie.

Słucham was, obserwuję i nie mogę wyjść z podziwu. Jesteście razem 22 lata, a zachowujecie się jakbyście właśnie się poznali i zakochali. Jaka jest recepta na udany związek?

M.S.: Nie ma takiej recepty. To, co jest dla nas jest najważniejsze w związku to wzajemna miłość, szacunek, wspólne poczucie humoru, wspólna pasja.

To są ogólniki, poproszę szczegóły.

M.S.: Mój mąż zawsze podkreśla, że w naszym związku chodzi o umiejętność odpuszczania. Czyli każde z nas stara się w odpowiednim momencie wycofać, zanim wybuchnie kłótnia. Zwykle, jeśli już dojdzie do kłótni, to jej powodem są tak błahe rzeczy, że po zakończeniu możemy się z nich tylko pośmiać.

Podobno to pani jest bardziej temperamentna niż mąż. To prawda?

M.S.: Nie przesadzałabym, mój mąż tylko wygląda na spokojnego typa (śmiech). Myślę, że jest równie temperamentny jak ja, natomiast gdy ja zbytnio się nakręcam, on wie, że musi stanowić przeciwwagę. Ja zdecydowanie szybciej ulegam emocjom.

P.K.: Jeżeli jest miłość, to wszystko jest się w stanie pokonać.

M.S.: Człowiek z natury jest egoistą, nie chce się zmieniać. Woli, by życie toczyło się według jego scenariusza i na jego zasadach. A w związku bycie egoistą jest niemożliwe. I my też musieliśmy wyzwolić się ze swojego egoizmu, bardzo dużo pracowaliśmy nad sobą, żeby być w takim miejscu, w którym jesteśmy teraz, żeby dalej po tych 22 latach kochać się, lubić i szanować. To jest naprawdę ciężka praca.

Jak pani się zmieniła?

M.S.: Mam ogromne szczęście, że Piotr ma do mnie tyle cierpliwości. Byłam młodą dziewczyną, której wydawało się, że powinno być tylko i wyłącznie tak, jak ona chce. Piotr zaś nigdy nie naciskał, tylko tłumaczył pewne rzeczy, prosił, abym postawiła się w jego sytuacji, w roli drugiego człowieka. On każdego dnia uczy mnie cierpliwości.

P.K.: Małżeństwo to nieustający kompromis. Ja na początku ograniczyłem swój „króliczy”, czyli złośliwy dowcip, który doprowadzał Magdę do szału, a dla mnie stanowił po prostu dobrą zabawę. Zmieniłem się też w stosunku do obowiązków domowych. Kiedy pojawiły się dzieci, moja wizja podziału obowiązków między mężczyzną a kobietą była tradycyjna. Ta wizja szybko została zweryfikowana. Zaczęliśmy się dzielić, partnerować sobie.

Trójka wspaniałych dziewczyn: Zosia ma 16 lat, Michalina 9, Antosia 7. Obowiązków jest na pewno sporo, a wy przecież jesteście artystami, pragniecie się rozwijać. Jak sobie radzicie?

M.S.: Akurat kariera nie była dla nas nigdy najważniejsza. Natomiast jeśli ktoś lubi swoją pracę, to chce się rozwijać, czerpać z niej radość. Kocham swoją pracę, publiczność. Ona dodaje mi skrzydeł, ale kiedy tylko gasną światła na scenie, ja już pędzę do domu, do dzieci. Jestem mamą na cały etat, odwożę do szkoły, odrabiam z nimi zadania, gotuję, sprzątam. Rodzina jest i zawsze będzie dla mnie najważniejsza. Piotr to mistrz organizacji, więc jakoś udaje nam się wszystko pogodzić, choć czasami jest bardzo trudno.

P.K.: Posiadanie tak licznej rodziny z pewnością wymaga rezygnacji z wielu własnych planów i marzeń, ale ani przez chwilę nie żałowaliśmy i nie mieliśmy poczucia straty, a raczej pewność, że dostajemy od życia coś wspaniałego – uśmiechy naszych córek!

M.S.: Nasze dziewczyny są naprawdę cudowne.

P.K.: Gdy pojechaliśmy do Ameryki Południowej, nasza najstarsza córka Zosia została szefem rodzeństwa, takim koordynatorem. sprawdziła się fantastycznie, dzieci czuły się jak na wiecznych wakacjach (śmiech). Oczywiście pomocne były też w tym czasie babcie, przyjaciółki, ciocie, nasza kochana niania.

W tym roku we wrześniu obchodziliście 17. rocznicę ślubu.

M.S.: Szczególnie tego nie celebrowaliśmy. W zeszłym roku pojechaliśmy do Grecji, bo mieliśmy czas. W tym roku tego czasu nie mamy, wydaliśmy właśnie płytę "SeriaLOVE”, z piosenkami z polskich seriali w naszych aranżacjach. Mamy więc sporo pracy.

P.K.: Tak naprawdę sam akt małżeństwa nie był krokiem, od którego jakoś nasze życie się zmieniło.

M.S.: Chcieliśmy zalegalizować związek, żeby Zosia dostała nazwisko po mężu przy porodzie, bez zbędnych pytań (śmiech). To były formalności, które dla miłości nie miały znaczenia. Ślub był zresztą pomysłem, który wyszedł od dziennikarzy.

Jak to?

M.S.: Przeczytaliśmy w gazecie, że wzięliśmy ślub. Stwierdziliśmy, że to dobry pomysł (śmiech). Za dwa tygodnie mieliśmy wolny weekend, bo wtedy Piotr był wiecznie w trasie koncertowej z zespołem Brathanki. Akurat znalazł się termin, wolna sala, to skorzystaliśmy z okazji.

Rozmawiała Aleksandra Jarosz

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Magda Steczkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy