Reklama
Reklama

Królowa życia siedziała w jednej celi z morderczynią! Oto kulisy kryminalnej przeszłości telewizyjnej gwiazdy

To, że Dagmara Kaźmierska (47 l.), najbardziej znana bohaterka kontrowersyjnego programu "Królowe życia", ma na swoim koncie wyrok za sutenerstwo i odsiadkę w Zakładzie Karnym we Wrocławiu, dawno przestało być tajemnicą. Teraz napisała książkę, w której ujawnia szokujące kulisy swojej kryminalnej przeszłości.

Przypomnijmy, że królowa życia została skazana na trzy lata więzienia za sutenerstwo (sąd oddalił zarzut handlu ludźmi). Po kilku miesiącach odsiadki okazało się, że z jej synem Conanem jest naprawdę źle. Biegli psychiatrzy stwierdzili u niego zespół stresu pourazowego - PTSD i orzekli, że potrzebna jest mu stała obecność matki. Na tej podstawie sąd postanowił wypuścić Dagmarę do domu, by osobiście zadbała o chłopca. Gdy odzyskała wolność, Conan był po pierwszej komunii. W sumie celebrytka rodem z Kotliny Kłodzkiej spędziła za kratami półtora roku.

Reklama

22 listopada w księgarniach w całej Polsce ukaże się druga część bestsellerowej biografii Dagmary Kaźmierskiej "Prawdziwa historia Królowej Życia. Za kratami“. Z detalami opisuje w niej, jak to się stało, że trafiła za kraty i jak radziła sobie jako osadzona. O karnej celi, w której wylądowała z morderczynią, koszmarze więziennej codzienności oraz o prawdach i mitach w więziennej hierarchii.

Dagmara Kaźmierska: Rządziła agencją towarzyską i trzęsła całym Kłodzkiem!

Z perspektywy czasu Dagmara Kaźmierska przyznaje, że zaślepiły ją buta i mamona. Po prostu zaćmiły jej rozum. Gdy jej mąż Paweł trafił za kratki za morderstwo, ona przejęła po nim prowadzenie agencji towarzyskiej.

"Sama prowadziłam klub, nie miałam nie wiadomo jakiej ochrony, nie bałam się niczego i nikogo, a na pewno nigdy nie pozwoliłam sobie na to, żeby okazać słabość. W tym świecie nie możesz być słaby - słabi są pożerani, a ja chciałam żyć. I rządziłam. W świecie, w którym żyłam, moim mrocznym świecie, cieszyłam się ogromnym szacunkiem i poważaniem. Nikt nigdy nie zrobił mi nalotu, nie groził mi, nie straszył. W Kotlinie Kłodzkiej byłam kozakiem, mocarzem. 

Robiłam, co chciałam. Kiedy wchodziłam do knajpy z ochroniarzami, cichły rozmowy. Właściciele podchodzili i mnie witali, a ja czułam, że to moje miasto. Oj, niedobra byłam. Wszyscy mnie znali. To miasto było moje. Czułam się wielką panią, a przecież miałam dopiero trzydzieści parę lat. Czy uderzyła mi do głowy sodówa? No chyba wtedy tak... Pokorna nie byłam nigdy, ale wtedy odwaliło mi całkiem" - bez owijania w bawełnę opowiada Dagmara Kaźmierska w swojej książce.

Dagmara Kaźmierska: Przyznaje się do uzależnienia od hazardu!

W dniu aresztowania miała jechać w interesach do Legnicy, ale najpierw wybrała się do agencji towarzyskiej, którą prowadziła.

"Usiadłam na chwilę przy maszynie. Tylko że ta chwila trwała cholernie długo. Przy maszynie potrafiłam spędzić naprawdę mnóstwo czasu. Wtedy też tak było. Wpieprzyłam w to pudło piętnaście albo i dwadzieścia tysięcy. I ciągle nie miałam dość. Gdybym wiedziała, ile naprawdę będzie mnie to kosztowało, natychmiast pojechałabym do Legnicy... 

Miałam tam być na osiemnastą. Nie wyszło. O dziewiętnastej ciągle siedziałam przy maszynie. Przed dwudziestą (...) zaczął do mnie dzwonić kumpel, z którym się umówiłam. "Nie mogę wyjść w tej chwili, mam dobrego frajera w klubie, czekajcie na mnie, niedługo będę", kłamałam. 

"Ściemniasz, Dagmara, na pewno grasz w maszynę", usłyszałam w telefonie. "Ja? A skąd! Mam sprawę, zaraz jadę" i dawaj jeszcze raz. To pudło mi żyć nie dawało. W końcu zżarło mi dwadzieścia osiem tysięcy i nie chciało dać ani grosza. (...) Odezwał się we mnie prawdziwy hazardzista, taki co będzie grać do ostatniej koszuli - w moim przypadku do ostatniego kawałka futra. To było silniejsze ode mnie. (...) Właściwie to był dzień, jak co dzień. Nic nadzwyczajnego. 

W klubie było przyjemnie, muzyka, dziewczyny się uśmiechają, faceci siedzą zadowoleni, alkohol się leje. Ameryka. W moim klubie drzwi były zawsze otwarte. Żadnych judaszy, haseł, tajnych dzwonków jak w burdelach. Wielkie, przeszklone drzwi z jednej i z drugiej strony, z ozdobnymi szprosami. Wszystko na widoku. Ale nawet gdyby w ogóle nie było tam drzwi i tak bym ich nie zobaczyła. Siedziałam z oczami wlepionymi w maszynę, a dokładniej w trzy maszyny. Bo grałam jednocześnie na trzech.

Kiedy otworzyły się drzwi, nawet nie zwróciłam na to uwagi. Dopiero jak usłyszałam: "Centralne Biuro Śledcze. Wszyscy zostają na swoich miejscach", dotarło do mnie, co się właśnie dzieje. Wpadło ich tam mnóstwo. W mundurach moro, hełmach, z długą bronią, jakby się na wojnę wybierali, a nie do burdelu. Nie wiem, co spodziewali się tam zastać, ale zastali tylko nas - barmankę, dziewczyny, parę osób z obsługi i przerażonych frajerów, którzy przyszli się zabawić, a nie statystować w kryminalnym thrillerze" - tak Dagmara opisuje swoje aresztowanie.  

Dagmara Kaźmierska: W jednej celi z zabójczynią staruszki!

Cela numer 6 na dole, do której ją skierowano, miała może ze dwa na cztery metry. Oprócz niej były tam cztery dziewczyny.

"One cztery spały na piętrowych pryczach, a ja na rozkładanym na podłodze materacu. Kiedy go kładłam, w celi w ogóle już nie można się było ruszyć, więc robiłam to tylko do snu. Rano rzucałam materac na łóżko lub opierałam o ścianę, żeby ktokolwiek mógł na przykład iść do toalety. Tak więc w dzień raczej poleżeć nie mogłam, bo nie bardzo miałam na czym siedzieć. 

Siedziałam z dziewczynami na ich pryczach. (...) Pierwszego dnia jeszcze nie płakałam. Nadal byłam w szoku i ciągle żyłam nadzieją, że lada moment przyjdzie mój adwokat i powie, że wychodzę do domu. Jeszcze do mnie nie dochodziło, jak poważna jest to sprawa i w ogóle nie zdawałam sobie sprawy ze swojego położenia" - wspomina celebrytka.

"Wsadzili mnie do celi z dziewczyną, która dwa dni wcześniej zatłukła na śmierć staruszkę drewnianą tralką od poręczy. Akurat na obiad były te obrzydliwe, twarde pulpety w 90 procentach z mąki ziemniaczanej. Była dużą dziewczyną, więc dostała ich ze trzydzieści. Ja w ogóle nie mogłam jeść, a ona usiadła koło mnie z zieloną, plastikową miską pełną tych pulpetów i zaczęła je sobie wpychać do ust rękami, jeden po drugim, na dwa kęsy. Pochłaniała je. 

I wtedy coś we mnie pękło. "Chryste, do czego ja doszłam, do czego doprowadziłam, że muszę z kimś takim siedzieć przy jednym stole? Co ja zrobiłam ze swoim życiem?" - brzmi jedna z wielu mrożących krew w żyłach opowieści celebrytki opisanych w jej najnowszej książce.

Sięgniecie po drugi już tom wspomnień królowej życia?

***

Zobacz także:

Dagmara Kaźmierska pokazała zdjęcia z młodości. Naturalnie piękna?

Dagmara Kaźmierska przyznaje się do błędu: "Nieraz płaczę i myślę, co ja, k*rwa zrobiłam"

Dagmara Kaźmierska została pogryziona. "Tracę wiarę w człowieka"

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Dagmara Kaźmierska | "Królowe życia"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy