Wioślarka jest obecnie w szczęśliwym związku z Julią Walczak i spekuluje się, że to z powodu pozdrowień dla niej, Prezydent Andrzej Duda zwlekał z gratulacjami po wygranej wioślarek w Tokio, a sama ich forma miała dość pejoratywny wydźwięk. Na szczęście srebrna medalistka nie przejęła się tym zbytnio. Nowo nabytą sławę postanowiła wykorzystać do walki z uprzedzeniami do środowisk LGBT i dlatego zgodziła się wystąpić na okładce czasopisma.
Okazuje się, że jedną z najważniejszych osób w życiu sportsmenki jest jej wieloletni trener - Jakub Urban. To on jako pierwszy dostrzegł i zaakceptował to, kim jest 26-latka.
Współpracę zaczęliśmy, gdy miałam 19 lat, w młodzieżowej reprezentacji. To on jako jeden z pierwszych zauważył, że jestem kolorowa. Wyciągnął do mnie rękę, powiedział, że wie, co i jak, że tu mogę czuć się swobodnie. (...) On dał mi zielone światło do tego, żeby czuć się komfortowo z tym, kim jestem. Potrzebowałam wtedy usłyszeć coś takiego od przełożonego i autorytetu.
- wyznała Zillmann w wywiadzie "Wioślarka, mistrzyni, lesbijka" udzielonym "Wysokim Obcasom".
Wioślarka bardzo otwarcie opowiedziała o tym, jak to było "żyć w szafie", czyli nie ujawniać się ze swoją orientacją. Dla niej oznaczało to strach przed reakcją bliskich i udawanie przed rodziną swoich partnerek, że są tylko koleżankami.
Żyłam schowana w głębokiej szafie. To nie było łatwe, etapami otwierałam się na kumpele. Do tej pory raczej stwarzałam pozory bycia tym, kim nie jestem. Nie był to najfajniejszy okres w moim życiu. Ja nigdy nie miałam problemu z tym, kim jestem, mieli go za to inni, np. dziewczyny, z którymi się spotykałam. Gdy zakochałam się w mojej pierwszej miłości, byłam też bardzo blisko jej rodziny, dawali mi ciepło i stabilność, której tak mi brakowało. Ale ona strasznie nie chciała się ujawnić. Udawałyśmy, że to między nami to "tylko przyjaźń". Nieraz słyszałyśmy w jej domu, że "nie akceptują takich zachowań". To mnie wpędziło do szafy.
Zillmann była przerażona mową nienawiści ze strony osób publicznych
Mistrzyni olimpijska zwierzyła się także, że w dziewczynach kochała się od zawsze i że chciałaby, aby życzenia złożone swojej ukochanej, nie były niczym dziwnym.
Moje zauroczenia to od zawsze były dziewczyny, choć tego nie rozumiałam, bo o tym się nie mówiło. Dlatego chciałabym, żeby te moje podziękowania dla Julii to nie była wielka sprawa. Choć nie obrażam się, że to jest rozdmuchiwane, bo widać taka jest potrzeba, żeby mówić o tym głośno.
Zillmann nie pierwszy raz walczy o akceptację dla osób nieheteronormatywnych. Już jakiś czas temu wzięła udział w akcji "Sport przeciw homofobii". Zrobiła to, ponieważ bardzo bolały ją słowa nienawiści płynące w stronę osób takich jak ona, ze strony ważnych osób w państwie i mediów publicznych.
Czytałam wypowiedzi ważnych ludzi w kraju, narastało napędzanie strachu przed "tęczową zarazą". Ciągle padały jakieś kolejne nienawistne wypowiedzi. Miałam w sobie ogromne poczucie niezgody, jak oni mogą mówić tak obrzydliwe rzeczy o czymś takim pięknym jak miłość. Czułam, że przez nich nie mogę żyć normalnie. Nigdy nie wiesz, jak ktoś zareaguje.
- tłumaczyła poruszona wioślarka.










