Niemal wszystkie znane prezenterki zaczynały swoją przygodę z ekranem w Telewizji Polskiej. Przepracowały tam całą młodość i najlepsze lata, dziś dostają bardzo niskie świadczenia. Krystyna Loska, legendarna prezenterka, która przy Woronicza spędziła 33 lata, otrzymuje niecałe 1500 zł. W podobnej sytuacji jest Edyta Wojtczak, która pobiera około 2 tys. zł. Niektóry mają jeszcze mniej.
Są jednak i tacy, którzy chwalą sobie wysokość swojej emerytury. W tym gronie jest Katarzyna Dowbor, prowadząca program "Nasz nowy dom".
Katarzyna Dowbor o emeryturze: jestem zadowolona
Dziennikarka po studiach pedagogicznych ze specjalizacją z seksuologii rozpoczęła pracę w Polskim Radiu, a od 1983 roku w Telewizji Polskiej. Przepracowała tam równo 30 lat. Pytana o wysokość emerytury, podkreśla, że nie może narzekać.
Moja emerytura to nie są grosze. Jestem zadowolona. Pracowałam na etacie przez 30 lat w państwowej firmie, odkładałam składki i mam emeryturę. Nie jest ona może jakaś bardzo wysoka, ale też nie jest bardzo niska. Nie narzekam. Gdy dostałam pierwszą emeryturę, przeżyłam szok - to było jak z pierwszą pensją. Przełomowym momentem był jednak ten, kiedy dostałam kartę emeryta. Dzięki temu mogę za darmo jeździć tramwajem i autobusem - mówi nam.
Katarzyna Dowbor wraz z bratem wspiera mamę, której na emeryturze się nie przelewa. Kobieta zajmowała się konserwacją zabytków i dzieł sztuki, ma skończone dwa fakultety - mimo to wymaga wsparcia dzieci.
Pomagam mamie, bo ma bardzo niską emeryturę, taką najniższą krajową, mimo dwóch fakultetów. Z bratem ją wspieramy, pomagamy, chcemy, żeby dobrze żyła - tłumaczy prezenterka.
Katarzyna Dowbor o rodzinnym domu: nie przelewało się
Choć Katarzyna Dowbor świetnie radzi sobie na emeryturze, przyznaje, że wie, co to skromne życie. Wychowała się w Toruniu, w rodzinie inteligenckiej - tata był entomologiem, kierownikiem Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Choć niczego im w życiu nie brakowało, żyli bardzo skromnie.
W programie "Nasz nowy dom" spotykam się z osobami w kłopotach. Sama nigdy nie mieszkałam bez łazienki, ale wychowałam się w małym 48-metrowym mieszkaniu, gdzie żyły cztery osoby. Mój tata był naukowcem, więc nie przelewało się, nie było pieniędzy na wszystko. Nie mieliśmy samochodu, telewizora przez wiele lat, ale byliśmy szczęśliwi - wspomina w rozmowie z nami.
Dziś dzieciaki tego nie rozumieją, że był czas, kiedy ludzi nie było stać na telewizor. Teraz w tych domach, w których gorzej się powodzi, ta plazma jest.
Prawdziwej biedy dziennikarka doświadczyła na studiach. Mieszkając w Warszawie, stać ją było zaledwie na jeden posiłek dziennie. Czas ten wspomina jednak z dużym sentymentem.
Waletowałam w akademiku i było ciężko. Wystarczało mi pieniędzy na jeden posiłek. W barze "Karaluch" raz dziennie jadłam zupę, było jeszcze na bułkę z serkiem topionym i koniec. Ale mimo to byłam szczęśliwa. Takie były czasy. Chciałam coś zrobić: walczyłam o to, żeby skończyć studia, potem zdobyć pierwszą pracę. Jak zaczęłam pracować, nagle okazało się, że jestem bogata, bo zarabiałam więcej, niż mój tata na uniwersytecie.
Zobacz też:
Skandalicznie niskie emerytury gwiazd
Skrzynecka ciuła na emeryturę. Wiemy, ile zarobi przez pół roku
Żona Damięckiego narzeka, że mąż ma niską emeryturę
"Piąta fala w odwrocie". Wiceminister o dzisiejszych danych










