Julia Pietrucha poznała Iana Dowa kilka lat temu na planie thrillera "Styria". Ona grała jedną z głównych ról, a on zajmował się scenografią. Przypadli sobie do gustu. Aktorka wspominała, że z jej strony była to miłość od pierwszego wejrzenia. Później "pomogła mu zrozumieć", że to przeznaczenie. Pobrali się, a ich ślub odbył się w obrządku buddyjskim.
W wywiadzie dla "Vivy!" nie mogła nachwalić się partnera. Opowiadała, że ma "taką otwartą duszę", jest mądry i empatyczny. Zostawił dla niej Kalifornię. Ian obudził w Julii pasję do muzyki i zaczęła nawet nagrywać płytę.
Jeszcze nieco ponad rok temu Dow na swoim profilu na Facebooku chwalił się albumem ukochanej. Teraz jest to dla niego gorzkie wspomnienie, o czym napisał niedawno.
"Czuję ciężar na sercu, kiedy tego typu wspomnienia wracają do mnie. To był niesamowity projekt, w który przez długi czas wkładałem całe swoje serce i duszę. (...) Minął rok, a ja nie słyszałem tej piosenki i nie widziałem wideo od dawna. Nienawidzę tego projektu, bo sprawia mi ból, i nie chodzi tu o jego treść, bo nadal jestem dumny z mojej pracy, ale boli mnie to, że zostało to ukradzione przez kogoś, kogo kochałem i komu ufałem najbardziej na świecie" - napisał Ian.
Zwierza się, że Julia nie utrzymuje z nim kontaktu. Do Stanów wrócił tylko z walizką, a cała reszta rzeczy ma być w jej posiadaniu, w tym też jego "cała twórcza praca i biznes", które wciąż wykorzystuje i które "przypisuje sobie".
"Chciałbym móc ją pozwać, naprawdę, ale nie jestem na to mentalnie przygotowany... jeszcze"- twierdzi Dow.
Na koniec przyznał, że teraz jest szczęśliwym człowiekiem i widzi cel w życiu. Ma nową firmę, która daje mu wiele radości. "Jedyną negatywną rzeczą, jaką teraz dostrzegam, jest ta nędzna pustka pozostawiona przez kobietę, której kiedyś dałem wszystko" - twierdzi.
Wygląda na to, że to koniec jego małżeństwa z Julią...
Zobacz również:











