Od początku roku Joanna Senyszyn musi zmaga się ze sporymi kłopotami ze zdrowiem. Wszystko zaczęło się od wypadku...
"Przewróciłam się na parkiecie. I tak się połamałam, że pewnie gdybym się zderzyła z pociągiem, miałabym mniejsze obrażenia. Kość łonowa, kość krzyżowa, miednica i udo. Wszystko za jednym zamachem. Operacja i dwa miesiące leżenia bez ruchu" - wyznała była posłanka na łamach "Dziennika Gazety Prawnej".
Pech jej nie opuścił. Gdy wróciła z turnusu rehabilitacyjnego, poobijała się jeszcze bardziej. "Mam wstawioną 30-centymetrową tytanową płytę scalającą kość. Mówi się, że bomba dwa razy nie trafia w to samo miejsce. A jednak trafia" - opowiadała.
Od tamtej pory porusza się na wózku inwalidzkim. I dostrzega, jak wielkim jest to ograniczeniem. "Zawsze rozumiałam osoby z niepełnosprawnościami, ale dopiero teraz sama doświadczam tysięcy trudności z jakimi muszę się zmagać" - mówi w "Super Expressie".
W ciągu ostatnich lat kilkukrotnie unikała śmierci! Swego czasu podczas pobytu w Afryce zaraziła się wirusem Zachodniego Nilu. Później przeszła zawał z zatrzymaniem krążenia.
Mimo tych dramatycznych przeżyć Senyszyn wcale nie ma zamiaru zwrócić się w kierunku Boga. Nadal jest ateistką.
"Gdyby Bóg istniał, to osobę tak życzliwą dla ludzi, która tyle robi dla Polski i da Polaków, chroniłby. Mogę zapewnić, że w kwestii wiary nic się u mnie nie zmieni do końca życia. A jak miałam zawał i byłam na oddziale ratunkowym, to przypomniałam obecnym, że moją ostatnią wolą jest świecki pogrzeb. I tak też pozostanie" - oświadcza.
Zobacz również:


***Zobacz więcej materiałów:








