Joanna Racewicz postanowiła zaszczepić swojego 12-letniego syna Igora. Zdjęcie z tego pamiętnego dnia opublikowała na swoim Instagramie i od razu posypała się fala hejtu. Dziennikarka wyjawiła nawet powody, dlaczego zdecydowała się na ten krok.
Uprzedzając pytania - nie, nie miałam wątpliwości. Nie mieliśmy. Tak, chciałam, żeby mój Syn był bezpieczny, spokojny, nawet jeśli właściwa wersja powinna brzmieć ostrożniej: bezpieczniejszy, bardziej spokojny. To dla nas ważne, żeby móc wyjechać i oddychać bez strachu o każdy krok i bliskość drugiego człowieka - napisała pod postem.
Na Racewicz spadła fala krytyki. Niektórzy internauci krytykowali nie tylko ją, ale pisali również obrzydliwe komentarze o jej synku Igorze. Pojawiły się nawet życzenia śmierci, wymierzone w jej osobę.
Będę wdzięczny, jeśli zdechniesz w męczarniach - napisał jeden z internautów.
Joanna wyznała, że ten komentarz szczególnie ją zszokował. Zdradziła także, że dokładnie przyjrzała się profilowi osoby, która wystosowała tak skandaliczny komentarz.
Ja znalazłam go w sieci. Spojrzałam mu w oczy. To jest człowiek, który ma na rękach małego chłopczyka, więc jest tatą, więc wychowuje drugiego człowieka, więc pewnie wie, co miłość, więc pewnie wie, co to wybaczenie, więc pewnie wie, co to dystans, co to zrozumienie dla inności. A może nie wie. Więc popatrzyłam mu w oczy i pomyślałam sobie: "Bardzo mi cię szkoda, człowieka, po prostu" - zdradziła w rozmowie z "Galą".
Racewicz podzieliła się także własną receptą na walkę z hejtem. Dziennikarka zwierzyła się magazynowi, że jedynym sposobem na zapanowanie nad nim jest "kasowanie tego typu wpisów i blokowanie tego typu uczestników tej otwartej i pięknej jednak przestrzeni".











