Dziennikarz TVN 24 pochwalił się na łamach "Grazii", że wyjeżdżając z 2-letnią córką Zosią w zagraniczną podróż, nie bierze niezbędnych akcesortów, tylko pożycza na miejscu, a później, po kilku dniach, zwraca.
Tak zaliczył m.in. Kanadę, Wielką Brytanię i Szwecję.
"Na podróż z dzieckiem wcale nie jest trudno się spakować, nie trzeba brać wanienek, krzesełek i bóg wie czego jeszcze. Fotelik samochodowy? Nie ma sensu. Do Kanady i USA nie braliśmy żadnych gadżetów. Pojechaliśmy do Walmartu, kupiliśmy wszystko, co było nam potrzebne, a pod koniec podróży wszystko oddaliśmy, mówiąc, że nam nie pasowało" - oznajmił z rozbrajającą szczerością.
Po fali krytyki ze strony internautów wypowiedź skomentowała również Monika Olejnik.Dziennikarka na Facebooku opublikowała zdjęcie z wymownym podpisem:"Mam fajną kurtkę. Założyłam kilka razy, chyba czas ją oddać do sklepu".
Sam zainteresowany zdaje się nie przejmować "hejtem". Wielokrotnie zresztą o Polakach wyrażał się z pogardą, twierdząc, że są "cebulakami", "analfabetami" i jedzą w samolotach "kanapki z jajkiem czy kurczakiem".
Do ostatniej afery odniósł się, zamieszczając na swojej stronie internetowej zdjęcia z kolei transsyberyjskiej, którą podróżuje.
"Kolej transsyberyjska zwalnia myślenie, ocenianie innych, uczy pokory, dystansu, prostszego świata. Jeśli chcesz wytrwać w tej bardzo monotonnej podróży silny, musisz lekceważyć smutek większości wschodnich pasażerów. Niezwykle cenne doświadczenie w dniu, w którym jad internetowych analfabetów znów bulgocze. Spływacie po mnie." - napisał na Facebooku.
Rodzinna Bielawa powinna się za niego wstydzić?
Zobacz również:









