Przyjaciele dziennikarki zdradzili, że pani Janina była istnym tytanem pracy. Wszystko musiała kontrolować, a każdą rzecz sprawdzić osobiście. Katarzyna Kolenda-Zaleska wyznała, że Paradowska była chyba jedyną publicystką, która jeszcze przychodziła do sejmu, aby wszystkie fakty zweryfikować u źródła. Praca dla Paradowskiej ważna była zawsze, ale tak całkowicie poświęciła się jej po tragicznej śmierci męża. Przypomnijmy, że Jerzy Zimowski dostał ataku serca w trakcie kąpieli w Morzu Czarnym podczas ich wspólnych wakacji w Odessie.Mąż zmarł na jej oczach. Nic więc dziwnego, że dziennikarka tak bardzo to przeżyła. Ucieczka w pracę pomagała jej jakoś przez to przejść.
"Zaczęłam brać mnóstwo dodatkowych zajęć. Jestem pracoholiczką, więc nikogo to nie dziwiło. Praca pozwalała mi nie roztrząsać tego, co mnie spotkało" - opowiadała w "Vivie" dziennikarka.Coraz trudniej było jej też zasypiać. W pewnym momencie bez pomocy środków farmakologicznych było to całkowicie niemożliwe..."Popadłam w jakieś otępienie. Nie odczuwałam potrzeby płaczu, zwierzeń, rozklejania się. Dopiero po roku zaczęłam wpadać w histeryczne nastroje. Śpię tylko po proszkach. Niby i tak brałam je od wielu lat, tylko teraz się nie przejmuję tym, że szkodzą" - wyznała szczerze w "Vivie".
Pogrzeb dziennikarki najprawdopodobniej odbędzie się w jej rodzinnym Krakowie. Takie było jej życzenie, aby spocząć obok ukochanego męża na Cmentarzu Rakowickim."Grób mam załatwiony, obok Jurka. Zostanę skremowana - to też wiem. (...) Bo jak się idzie na grób skremowanej osoby, to człowiek sobie nie wyobraża, co jest w środku. Wie, że jest proch. A proch oznacza spokój" - tłumaczyła w "Wysokich Obcasach".










