Reklama
Reklama

Jaki naprawdę był Tulipan — najsłynniejszy oszust matrymonialny PRL-u?

Dokładnie 40 lat temu - wiosną 1983 roku - Prokuratura Wojewódzka w Nowym Sączu skierowała do Sądu Rejonowego w Nowym Targu akt oskarżenia przeciwko Jerzemu Julianowi Kalibabce. Oszustowi, który rozkochiwał w sobie dziewczyny, a potem okradał je i zostawiał, często bijąc je lub gwałcąc na pożegnanie, postawiono zarzuty popełnienia 160 przestępstw. Rok później Tulipan usłyszał wyrok...

16-letniej Joli z Kołobrzegu ukradł "wianek", osiemdziesiąt sześć dolarów i sto marek. Poznanej w Krynicy 17-letniej Ilonie zabrał złoty łańcuszek, dwie pary dżinsów i kożuszek, a na pożegnanie dotkliwie ją pobił. 14-letnią Alę - córkę zamożnych rolników - najpierw zgwałcił, a potem ograbił z pierścionków...

Jola, Ilona i Ala to zaledwie trzy z tysięcy dziewcząt, które najsłynniejszy "uwodziciel PRL-u" pozbawił wiary w miłość. Żadnej z nich Jerzy Julian Kalibabka nie poświęcił więcej niż kilka godzin. Tyle czasu potrzebował, żeby uwieść, rozkochać w sobie, zbałamucić, okraść i porzucić "kocmołucha", jak nazywał swoje ofiary.

Reklama

Jawił się im jako czarujący mężczyzna i czuły kochanek, przy którym nic złego nie może ich spotkać. Przestawał być czarujący i czuły w momencie, gdy dały mu to, co chciał. Płakały, kiedy odchodził bez słowa z ich biżuterią i pieniędzmi, ale i tak chwile spędzone z nim wspominały jako najpiękniejsze w życiu.

"To kobiety zrobiły z niego potwora" - twierdzili i wciąż twierdzą "fani" Tulipana.

Twierdził, że kochał każdą dziewczynę, z którą spał

Jerzy Kalibabka, pochodzący z nadmorskiego Dziwnowa syn rybaka, od dzieciństwa marzył o życiu lepszym niż to, które wiódł jego ojciec.

Miał 21 lat, gdy w sierpniu 1977 roku opuścił rodzinny dom i oszukał pierwszą kobietę - kelnerkę z restauracji "Bursztynowa" w Międzyzdrojach. Ukradł jej spodnie i koszulę, w których uciekł do Świnoujścia, gdzie "zaopiekowały" się nim dwie młode Niemki. To dzięki nim i ich pieniądzom przeistoczył się z ładnego, ale zaniedbanego chłopca w mężczyznę - świetnie ubranego, pewnego siebie i gotowego na wszystko, by spełniać swoje marzenia. W zamian za nowe dżinsy, eleganckie buty i modną koszulę podarował siostrom z Niemiec... siebie, swoje ciało i swoją uwagę. Na pożegnanie wcisnęły mu do ręki plik banknotów.

Doświadczenia z kolejnymi bogatymi turystkami, które los postawił Jurkowi na drodze, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że miłość to najbardziej pożądany przez kobiety towar.

"Każdą kobietę można uwieść. Należy tylko umiejętnie odczytywać kobiece fantazje i potrzeby" - mówił po latach podczas kursów uwodzenia, które prowadził w ramach Szkoły Flirtu Kalibabki.

Fakt, że w sidła udało mu się złowić ponad dwa tysiące dziewcząt, uważał za powód do dumy.

"Kochałem każdą kobietę, z którą spałem" - bronił się podczas procesu o gwałty, oszustwa, wyłudzenia i pobicia.

To kobiety zrobiły z niego potwora?

Dziś niewiele już osób pamięta, że Tulipan nie działał sam.

"Stał na czele kobiecego gangu. Te "przyboczne" dziewczęta umożliwiały mu prowadzenie działalności przestępczej" - przypomina na kartach wydanej kilka tygodni temu książki "Kalibabka. Historia największego uwodziciela PRL" Wiktor Krajewski.

Jerzemu, gdy wyruszał na łowy, zawsze towarzyszyły dwie pomocnice - "pani", którą darzył szczególnymi względami, i "służąca" nazywana też przez niego "grzałą". Do zadań "grzały" udającej najczęściej siostrę Jurka należało zwabianie "kocmołuchów". Na co dzień "służąca" musiała dbać o porządek, gotować, prać, prasować koszule i czyścić buty Kalibabki i jego "pani". Wiele "kocmołuchów" stawało się "grzałami", tylko kilka dostąpiło zaszczytu awansowania do rangi "pani".

Najważniejszą "panią" w gangu Kalibabki była Małgorzata Zawadzka. Jurek spotkał ją w 1981 roku w parku w Dąbrowie Górniczej. Niusia - tak się do niej zwracał - była świetnie zapowiadającą się lekkoatletką, ale gdy poznała Tulipana, porzuciła marzenia o karierze sportowej.

"Miałam 16 lat. To był mój pierwszy chłopak" - opowiadała w filmie dokumentalnym o Kalibabce.

Jerzy przekonał ją, by zamiast wracać do domu, pojechała z nim do Ustki. Pojechała.

"To, co miało być dla nastoletniej dziewczyny miłą wakacyjną przygodą, w okamgnieniu zamienia się w koszmar. Niusia zostaje panią w haremie Kalibabki. Jego główną wspólniczką" - pisze o niej Krajewski.

"Choć ma pozycję pani, jest bita, poniżana, często zamykana na klucz. Nawet jeśli chciałaby uciec, wycofać się - jest już za późno" - czytamy w najnowszej książce o Tulipanie.

Małgorzata opowiadała po aresztowaniu Jurka, że panicznie się go bała.

"Straszył mnie ciągle, że mi potnie twarz żyletką, że mnie tak zmasakruje, że mnie rodzona matka nie pozna. Powiedział mi, że jak nawet ucieknę od niego, to i tak będę prześladowana przez całe życie" - wyznała w wywiadzie.

Kalibabka bił Niusię nawet wtedy, gdy była w ciąży. Nie była pierwszą dziewczyną, która nosiła pod sercem dziecko swojego oprawcy...

Bił kochanki tylko wtedy, gdy czuł się nimi zawiedziony

Z Jarką, którą nazywał swoją największą miłością, Jurka poznała jedna z "grzał". 16-latka z Zielonej Góry zrobiła na Kalibabce piorunujące wrażenie. Namówił ją, by ruszyli razem w Polskę. Jarka nie miała pojęcia, jak jej "kawaler" zarabia na życie i wcale jej to nie interesowało, dopóki spełniał każdą jej zachciankę i dopóki nie zaczął jej bić.

"Biłem tylko wtedy, gdy mnie zawiodły, gdy popełniały jakiś błąd w sztuce. Ponieważ je kochałem, biłem też z zazdrości" - tak o Jarce i innych "paniach" mówił Kalibabka w wywiadach.

Jarka była w trzecim miesiącu ciąży, gdy Jurek przyprowadził do domu nowego "kocmołucha" - 15-letnią Beatę poznaną w Sarbinowie. Bez najmniejszego problemu rozkochał ją w sobie i przyjął do "haremu", ograbiając na dzień dobry ze stu dolarów, które dostała od rodziców. O ile Beata posłusznie spełniała każde polecenie Jerzego, o tyle Jarka coraz częściej domagała się... stabilizacji.

"Żądała normalnego życia. Chciała, abym przestał ją zdradzać, abym porzucił proceder, który uprawiałem, i zaczął żyć jak normalny człowiek. Chciała, abyśmy gdzieś na stałe zamieszkali. Była zmęczona tym nieustannym przenoszeniem z miejsca na miejsce" - opowiadał Kalibabka, wspominając po latach matkę swojego pierwszego dziecka, Pawełka.

Tulipan w końcu porzucił Jarkę. Wsadził ją do pociągu jadącego do Zielonej Góry i zadzwonił do jej rodziców, by wyszli po nią na dworzec. Wkrótce potem poznał Niusię.

Media wykreowały go na "legendę" i zrobiły z niego "bohatera"

15 kwietnia 1982 roku Jerzy Julian Kalibabka i Małgorzata Zawadzka wybrali się na obiad do restauracji Halka w Szczawnicy. Pech chciał, że przy sąsiednim stoliku siedział milicjant, który parę godzin wcześniej - zanim skończył służbę i przebrał się w cywilne ubranie - zobaczył zdjęcie Tulipana na liście gończym. Mężczyzna zawiadomił swoich kolegów, że namierzył poszukiwanego w całej Polsce przestępcę. Choć Jurkowi kilkanaście razu udało się uciec milicji, tym razem trafił do aresztu.

"Mam takiego pecha, że zawsze, gdy konsumuję, zostaję zatrzymany... Dlatego zawsze jestem głodny, jak spotyka mnie taka nieprzyjemność" - kpił w wywiadzie.

Niespełna rok po aresztowaniu - na początku wiosny 1983 roku - Kalibabka stanął przed Sądem Rejonowym w Nowym Targu. Prokurator oskarżył go o popełnienie 160 przestępstw.

W ciągu następnych miesięcy Tulipan usłyszał zeznania dwustu "kocmołuchów". Tylko tyle z ponad dwóch tysięcy jego ofiar zdecydowało się ponownie stanąć z nim oko w oko. Wiele z nich zrobiło to nie dlatego, by go obciążyć, ale po to, aby jeszcze raz zobaczyć mężczyznę, który podarował im "odrobinę miłości", której ani wcześniej, ani później nie było im dane doświadczyć.

Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku Jerzy stał się... bohaterem narodowym. Większość gazet w kraju pisało o jego podbojach, nazywając go "polskim Casanovą" i "najskuteczniejszym uwodzicielem PRL-u", a jego ofiary określając mianem "naiwniaczek".

Nazwisko Kalibabki znali wszyscy. Był legendą!

Wierzył, że miłość mu wszystko wybaczy

Nie wiadomo, czy sędzia prowadzący sprawę celowo wybrał Dzień Kobiet na ogłoszenie wyroku, czy to przypadek, ale faktem jest, że 8 marca 1984 roku Jerzy Kalibabka został skazany na 15 lat więzienia. Odczytanie uzasadnienia wyroku trwało ponad pięć godzin. Po wysłuchaniu go Tulipan powiedział, że stracił wolność przez miłość.

"Wierzę, że ona mi wszystko wybaczy" - wyznał.

Jerzy Julian Kalibabka odsiedział niespełna 9 lat. W trakcie odbywania kary obejrzał serial "Tulipan", którego twórcy mocno złagodzili jego wizerunek i przedstawili go jako sympatycznego uwodziciela.

"Dzięki naszemu serialowi Kalibabka znów stał się "kimś". Nadaliśmy mu ludzką twarz..." - stwierdził reżyser Janusz Dymek w rozmowie z autorem książki "Kalibabka".

Po wyjściu na wolność w 1993 roku Jerzy do końca życia grał serialowego Tulipana, który przecież niewiele miał z nim wspólnego.

Po odbyciu kary skróconej na mocy amnestii ogłoszonej w 1989 roku Jerzy Kalibabka wrócił do uwodzenia, ale nie miał już w sobie tego "czegoś", co sprawiało, że kobiety do niego lgnęły. W więzieniu przytył, wyłysiał, stracił kilka zębów i... urok.

Przez pewien czas prowadził w Warszawie kursy dla nieśmiałych mężczyzn, w końcu osiedlił się w Dziwnowie, założył rodzinę - z Kariną Vaskali, która została jego żoną, doczekał się pięciorga dzieci.

Złamał serca kilku tysiącom dziewczyn i kobiet

Jerzy Kalibabka zmarł nagle na podwórzu przed swoim domem 13 marca 2019 roku. Miał 63 lata.

W ostatniej drodze na dziwnowskim cmentarzu towarzyszyły mu tłumy ludzi, dla których był

"artystą z nostalgiczną duszą". Tulipan pozostawił po sobie kilka tysięcy złamanych serc, setki skrzywdzonych - zgwałconych, okradzionych i oszukanych - dziewcząt oraz 28 dzieci.

Nigdy nie przeprosił żadnej ze swoich ofiar...

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy