Ubiegły rok był dla niej wyjątkowo trudny. Artystka nie mogła skupić się na koncertach, bo czuwała przy łóżku partnera Zbigniewa Korpolewskiego - najpierw w szpitalu, potem w Domu Artysty Weterana w Skolimowie. Zamieszkała tam z nim, by miał opiekę medyczną.
Tak zaangażowała się w walkę o jego powrót do zdrowia, że w końcu sama, z powodu stresu i wyczerpania, trafiła do szpitala.
Gdy wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, w końcu listopada spadł na nią największy cios. Pan Zbigniew zmarł.
- Jest mi bardzo trudno - mówiła wtedy. Na szczęście znalazła w sobie siłę, by wrócić do śpiewania. Uznała, że praca i kontakt z publicznością, który uwielbia, pomogą jej przetrwać ten czas.
Z początku za sobą nie przepadali
Pierwszy koncert dała już w grudniu, potem były kolejne. W marcu czeka ją wyjątkowy - na scenie warszawskiego Teatru Syrena. Tu skrzyżowały się drogi artystki i pana Zbigniewa. Po raz pierwszy w latach 60., gdy występowała w trzech programach Teatru Syrena, Korpolewski pisał wtedy teksty dla jego aktorów.
Żadne z nich nawet nie pomyślało, że mogliby się ze sobą związać. Pani Irena była żoną skrzypka Stanisława Santora, pan Zbigniew mieszkał ze swoją żoną i córką. Co więcej, raczej za sobą nie przepadali.
- Nie bardzo się lubiliśmy. Taki był wymagający, ostry, apodyktyczny - wspominała piosenkarka.

Wiele lat występowali razem na różnych scenach - on był konferansjerem i reżyserem programów estradowych - ale nic nie wskazywało, że połączy ich miłość.
Zbliżyli się do siebie w latach 90. Oboje byli już po przejściach, rozwiedzeni i dojrzali. Wiedzieli, czego szukają u partnera. Pan Zbigniew kierował wtedy Teatrem Syrena, a przez to pani Irena stała się tam częstym gościem.
Nie wtrącała się do jego pracy, ale lubiła mu w niej towarzyszyć. To był początek trwającego prawie 30 lat udanego związku.
- To nie znaczy, że spijamy sobie z dzióbków. Zbyszek to silny charakter, ja też do łatwych nie należę. Jak się uprę, długo mnie trzeba przekonywać. On to potrafi, ale i tak często się spieramy - mówiła o ich relacji piosenkarka.
A pan Zbigniew podkreślał, że się kłócą, ale twórczo.
- Irena jest osobą, z którą zawsze mam o czym rozmawiać. Interesuje się światem, dużo czyta. Ja w niej najbardziej cenię uczciwość i prawdomówność. Zawsze była wobec mnie lojalna. I nie potrafi przejść obojętnie obok cudzego nieszczęścia. Walczy o innych jak o siebie - komplementował artystkę.
Pamięć po Zbyszku
Irena Santor lubiła mówić o nim "mąż", choć nie mieli ślubu.
- Małżeństwo często coś w ludziach zabija. Ci, którzy się kochają, powinni być wolni - i to się sprawdza w naszym związku. Zbyszek otoczył mnie wielką opieką. Czułą, spokojną, rzetelną - podkreślała, wdzięczna m.in. za to, jak dzielnie ją wspierał, gdy walczyła z rakiem piersi.
Potrafiła mu się za to pięknie zrewanżować. Teraz przyszedł czas na pielęgnowanie pamięci o panu Zbigniewie - dla siebie i dla świata. Koncert w Teatrze Syrena ma być jednym z dowodów.










