
Lada moment minie 30 lat od chwili, gdy Grzegorz Filipowski po raz ostatni reprezentował Polskę na zimowych igrzyskach olimpijskich. Po niezbyt udanym występie w Albertville we Francji (zajął 11. miejsce) łyżwiarz, który jako pierwszy na świecie wykonał kombinację dwóch potrójnych skoków, zdecydował się zakończyć karierę sportową.
Jak jechałem do Albertville w 1992 roku, słyszałem, że jestem nadzieją Polski na medal. Myślałem sobie: "Jaką nadzieją? Te medale są już zarezerwowane!". Na szczęście byłem wtedy w dobrej sytuacji - kiedy osiągałem największe sukcesy, mieszkałem już poza Polską, z daleka od tego szumu
Z łódzkich Bałut wywieziony do USA
Grzegorz wychował się w starej kamienicy na łódzkich Bałutach w ubogiej rodzinie robotniczej - ojciec był tokarzem, mama pracowała jako szwaczka. Pewnego dnia rodzice zaprowadzili go na lodowisko...
Wtedy w telewizji było dużo transmisji z zawodów międzynarodowych. Oni wszystko oglądali i w końcu zabrali mnie do klubu. A mi to się spodobało
Miał sześć lat, gdy na tafli wypatrzyła go Barbara Kossowska. Trenerka od razu wiedziała, że chłopak ma talent i, odpowiednio poprowadzony, może osiągnąć światowy sukces. Wzięła go pod swoje skrzydła.
W 1986 roku - tuż po tym jak po raz szósty z rzędu zdobył tytuł Mistrza Polski - Kossowska "wywiozła" łyżwiarza do Stanów Zjednoczonych, do Rochester w Minnesocie. Wtedy jeszcze nie wiedział, że opuszcza Łódź na zawsze.
Wyjechałem, bo przeprowadziła się tam moja trenerka. Obiecała, że zapewni mi warunki do treningu. I tak było, mogłem trenować przez cały rok. W Łodzi to było niemożliwe, bo w lecie po prostu rozmrażano moje lodowisko
Dzięki treningom w Ameryce Grzegorz zaczął osiągać międzynarodowe sukcesy - w sezonie 1988/89 został wicemistrzem Europy i jako pierwszy polski łyżwiarz stanął na podium Mistrzostw Świata (zdobył brązowy medal). Polska oszalała wtedy na jego punkcie, a łyżwiarstwo figurowe zostało niemal z dnia na dzień naszym drugim po piłce nożnej sportem narodowym.
Telewizyjne transmisje mistrzostw Europy i Świata przyciągały przed telewizory miliony widzów i były najchętniej oglądanymi programami w zimowych ramówkach TVP! Grzegorz Filipowski stał się dla Polaków tym, kim paręnaście lat później został Adam Małysz.
Polska nie miała żadnych tradycji w łyżwiarstwie figurowym. Przebicie się do czołówki zarezerwowanej dla Rosjan, Kanadyjczyków i Amerykanów było wielkim osiągnięciem. Już sam fakt, że "zadarłem" z liderami, dla których zarezerwowane było podium, napawa mnie dumą
Od mistrza łyżew do... Batmana
W 1992 roku Grzegorz niespodziewanie ogłosił zakończenie kariery i przyjął posadę... Batmana w jednej z najbardziej znanych amerykańskich rewii na lodzie. Później wcielał się też w Jamesa Bonda, grał w widowisku "Jesus Christ Superstar".
W rewii mogłem wreszcie robić na lodzie to, co chciałem - a przede wszystkim "nieregulaminowe" skoki, o jakich marzyłem. I mogłem skupiać się na choreografii, a nie na tym, jak będą oceniać mnie sędziowie
Zanim w końcu osiadł w Kanadzie, objechał z rewią niemal cały świat. W Polsce po raz ostatni był w 2001 roku. W ubiegłym roku miał pojawić się na obchodach stulecia Polskiego Związku Łyżwiarstwa Figurowego, ale z powodu pandemii musiał zrezygnować z przyjazdu do Warszawy, gdzie 21 listopada odbyła się "Gala Stulecia" na Torwarze.
To oficjalny powód jego nieobecności na imprezie. Tak naprawdę nie zjawił się w Polsce, bo organizatorzy... zapomnieli go odpowiednio wcześnie zaprosić!
Zaproszenie dostałem kilka dni przed galą. Zorganizowanie przyjazdu w dosłownie parę godzin było dla mnie w czasach pandemii po prostu niewykonalne. Szkoda, bo - było nie było - nie zadbali najlepiej o najlepszego polskiego łyżwiarza w historii
Fan Cezarego Pazury
Obecnie 55-letni Grzegorz Filipowski mieszka w Toronto i pracuje w szkole łyżwiarstwa figurowego prowadzonej przez jego życiową partnerkę - byłą gwiazdę światowych lodowisk Tracey Wainman.
Ma pod swoimi skrzydłami parudziesięciu młodzików, którzy szykują się do swych pierwszych mistrzostw Kanady. Jest też opiekunem mistrza Polski w łyżwiarstwie figurowym z 2020 roku - Michaiła Mogilena, który reprezentuje barwy klubu Axel Toruń, ale mieszka i trenuje w Toronto.
Nawet teraz, w pandemii koronawirusa, spędzam kilka godzin dziennie na lodzie, a kilka przed ekranem komputera, bo prowadzimy zdalne lekcje dla naszej młodzieży. Nie mam nawet czasu na inne pasje. Łyżwiarstwo pochłania mnie w pełni, ale... kocham ten sport
Choć Grzegorz od dawna ma kanadyjskie obywatelstwo, wciąż czuje się Polakiem. Aby nie zapomnieć języka, ogląda występy... Cezarego Pazury na kanale aktora w serwisie YouTube i polskie seriale na Netflixie.
Tęsknię za Polską i za moją Łodzią. Obejrzałem na Netflixie nakręcony w Łodzi serial "Ultraviolet". Oglądałem i przyłapałem się, że - cholera jasna! - znam i pamiętam niemal każdą uliczkę, zakręt, kamienicę...
Zobacz też:
Magdalena Mazur: Kiedyś rozpalała męskie zmysły, dziś poświęca się rodzinie i... kabaretowi. Co słychać u byłej gwiazdy Polsatu?Novak Djoković zostanie deportowany z Australii?Katarzyna Glinka opala się na plaży nudystów. 'Wpuszczają tekstylnych"










