Przed laty Fiolka nazywana była "polską Björk". Jej debiutancka płyta została okrzyknięta objawieniem, a hit "Głośny śmiech" (posłuchaj!) nuciła cała Polska. Potem słuch o niej zaginął. Dopiero niedawno okazało się, że wokalistka rzuciła śpiewanie i wyjechała za pracą.Tułała się po całej Europie, dorabiając m.in. jako pomoc domowa. Swoje miejsce na ziemi znalazła w Wielkiej Brytanii, gdzie zatrudniła się w gastronomii, co ogólnie sobie chwali.Do śpiewania nie planuje już wracać. Wyznała bowiem, że sukces płyty nie przełożył się na sukces finansowy.
W Polsce musiała ponoć liczyć każdy grosz, wciąż nie miała pieniędzy, poza tym "nie czuła się szczęśliwym człowiekiem jako wokalistka".
Teraz nadeszły trudne czasy także dla gastronomii. Z powodu epidemii zamknięto m.in. wszystkie restauracje i bary. Fiolka nie ukrywa, że początkowo zaczęła panikować. Na szczęście pracodawca nie zostawił jej bez wsparcia, ale mocno je ograniczył.

Najdenowicz w najnowszym wpisie wyznaje, że po opłaceniu czynszu zostaje jej na jedzenie 50 funtów, czyli jakieś 250 złotych! A trzeba brać pod uwagę, że mieszka w horrendalnie drogim Londynie.
Dawna gwiazda nie traci jednak nadziei. Zawsze starała się patrzeć na życie z optymizmem...
"Póki co, z lekka mi przeszła panika, bo przez kilka ostatnich dni było słabo. Firma nam płaci jakieś pieniądze, przy założeniu, że zapłące Su połowę czyszu - zostanie mi jakieś 50 funtów na jedzenie. Ona sama twierdzi, żebym się nie przejmowała, że damy radę. Póki co - odkopuję w mojej głowie stare przepisy, gdyż jako córa PRLu i osoba potrafiąca gotować - jakoś coś sklecę" - pisze dawna wokalistka.Cały wpis Fiolki możecie przeczytać poniżej:











