Reklama
Reklama

Ewa Demarczyk nie żyje. Przyjaciółka wspomina rozmowę sprzed kilku dni

"Nie myślałam, że ta rozmowa będzie ostatnią" - mówi Grażyna Barszczewska (73 l.). Aktorka przyjaźniła się z Ewą Demarczyk. Ostatni raz panie rozmawiały kilka dni temu. O czym?

Ewa Demarczyk zmarła 14 sierpnia w swoim krakowskim mieszkaniu. Miała 79 lat. Jej ostatni koncert odbył się 8 listopada 1999 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Żegnano ją na stojąco. Wkrótce rozwiązała zespół i całkowicie zniknęła z życia publicznego.

Z Piwnicą pod Baranami związała się w 1962 roku. To ona ją ukształtowała. Ze studenckiego kabaretu Cyrulik zwerbował ją Piotr Skrzynecki. Początkowo Demarczyk mu odmówiła, chcąc być lojalną wobec kolegów. Gdy jednak okazało się, że teatrzyk nie ma przyszłości, skontaktowała się ze Skrzyneckim.

Reklama

Współpracowała z kompozytorem Zygmuntem Koniecznym, który stworzył dla niej największe przeboje, takie jak "Karuzela z madonnami" (posłuchaj!), "Tomaszów" (sprawdź!), "Groszki i róże" (posłuchaj!) czy "Grand valse brillante" (sprawdź!). W sztuce była bezkompromisowa, bardzo wymagająca - przede wszystkim od siebie. Na niedogodności reagowała zawsze tak samo - awanturą.

Zrezygnowała z kariery we Francji, nie chcąc być tylko "francuską piosenkarką". Pragnęła śpiewać w języku ojczystym. W 1973 roku rozstała się z Piwnicą i zaczęła karierę solową. Kompozytorem artystki został wtedy Andrzej Zarycki. To on skomponował dla niej "Balladę o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego", "Skrzypka Hercowicza", "Na moście w Avignon" (posłuchaj!).

W latach 80. stworzyła w Krakowie własny teatr, który przysporzył jej wiele problemów. Sprawy organizacyjne i finansowe zupełnie ją przerosły i teatr zamknięto. Gwiazda nie kryła rozgoryczenia.

W ostatnich latach przyjaźniła się z wieloma artystami. Wieloletnia znajomość łączyła ją m.in. z Grażyną Barszczewską, z którą poznała się w Piwnicy pod Baranami.

Barszczewska rozmawiała z Ewą Demarczyk kilka dni przed jej śmiercią. Rozmowa była długa, ponad godzinna. "Nie myślałam, że będzie naszą ostatnią" - mówi z żalem aktorka. "Na wszystkich zawsze robiła ogromne wrażenie. Nikt nie jest w stanie jej zastąpić" - podkreśla.

Panie wspominały m.in. czasy młodości. W szkole teatralnej Ewa Demarczyk nie była rozpieszczana przez pedagogów. Jej warunki zewnętrzne, dykcję i głos oceniano jako dostateczne.

"Ostatnio, gdy rozmawiałyśmy, wspominałyśmy naszych wspólnych profesorów i atmosferę szkoły teatralnej, która jeszcze nie nazywała się Akademią" - opowiada Barszczewska.

"To tak właśnie jest. Te nasze wielkie autorytety również są omylne. Oprócz wielkiej pracy, jaką wykonała Ewa w rozwoju, był w niej ogromny potencjał. Była szalenie wymagająca od siebie. I to wiem również od Andrzeja Zaryckiego, o którym ostatnio rozmawiałyśmy. Bardzo chwaliła książkę, która powstała ["Życie wspominam łagodnie" - przyp. red.]. Wszyscy to potwierdzają, że wykonała niebotyczną pracę, była artystką szalenie wymagającą, ale głównie od siebie, niedopuszczającą niedostatków, jakichś uchybień. Dla mnie był to wzorzec".

Grażyna Barszczewska zdradza, że Ewa Demarczyk nie planowała już wracać do śpiewania. Z estradą pożegnała się już dawno. Przed trzema laty rozmawiała z kompozytorem Stanisławem Radwanem o nagraniu Psalmów Dawidowych. Nie była jednak zadowolona z tego, jak brzmi jej głos, w konsekwencji czego nigdy nie doszło do współpracy.

"Na pewno nie weszłaby już na scenę" - uważa Barszczewska. "Ten etap się dla niej zakończył, natomiast namawialiśmy ją, żeby napisała o sobie. Miała krytyczne uwagi dotyczące tego, co powstało na jej temat, na temat twórczości, życia i w ogóle. To był wielki zamysł" - mówi.

Barszczewska podkreśla, że Ewę bardzo bolało to, co w ostatnich latach o niej pisano. Panie rozmawiały o tym bardzo długo podczas ostatniej rozmowy. Demarczyk przyglądała się rzeczywistości z wielką uwagą.

"Ten blichtr, celebryctwo, sprzedawanie kłamstw, manipulowanie i pójście po linii najmniejszego oporu - również przez dziennikarzy, ludzi piszących i opiniotwórczych. To ją bardzo bolało, obawiała się tego. Miała bardzo ograniczone zaufanie do ludzi, którzy potrafią wejść z butami w czyjeś życie, obmówić. Bolały ją kłamstwa, które zyskują miano prawdy, gdy są powtarzane przez pisemka czy innych opiniotwórczych ludzi".

Demarczyk do końca pozostała wierna sobie. Zerwała ze sceną, zdając sobie sprawę, że nie jest już w takiej formie, jakby chciała. Pozostała perfekcjonistką do końca.

"Widziałam jej ostatnie występy w Warszawie, nie dawała sobie taryfy ulgowej. Po prostu wiedziała, że to, co przekazuje słuchaczom, musi być doskonałe w najwyższym stopniu tej doskonałości. Taka pozostała i taka pozostanie też dla mnie" - kończy Barszczewska.

Aktorka swoim wspomnieniem podzieliła się z Polskim Radiem.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Demarczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy