Kiedy w grudniu zeszłego roku córka Artura Żmijewskiego przyjechała na święta do Polski i została tu na dłużej, aktor miał nadzieję, że wróci już na stałe do kraju. Na planie serialu "Ojciec Mateusz" chwalił się nawet kolegom, że Ewa zdobyła licencjat z wokalu na prestiżowej amerykańskiej uczelni artystycznej Los Angeles College of Music.
Ona jednak zakomunikowała rodzicom, że marzy o dyplomie magistra. Ojciec, znany ze słabości do swojej latorośli, nie miał wątpliwości, jak zareagować na jej decyzję. Choć oznacza ona kolejne dwa lata ich rozłąki.
- Zgodził się, mimo że oboje z żoną Pauliną bardzo tęsknią za córką - zdradza "Na Żywo" znajomy Żmijewskiego.
Ewa jest tacie bardzo wdzięczna, że nie staje na drodze do jej marzeń. Ale także za niezwykły prezent, jaki jej ofiarował.- Artur opłacił jej dalszą naukę z honorarium za pracę na planie. Okrągłe 100 tysięcy złotych - mówi źródło tygodnia.
Było go stać na tak hojny gest, bo w serialu dostaje wynagrodzenie nie tylko za grę, ale i za reżyserię. Ewa sama niewiele by zdziałała, gdyż studia na prywatnych uczelniach w USA są bardzo drogie. Teraz czekają ją dwa lata intensywnej nauki w Los Angeles. Potem chciałaby koncertować również w Polsce.
Jej ojciec ma nadzieję, że będą się wtedy częściej widywali. A na razie zawsze, gdy ona wyjeżdża z kraju, żegna ją słowami "Dom rodzinny jest twoim azylem. Możesz tutaj wrócić bez względu na wszystko".
Zobacz również:










