Anna Lewandowska długo starała się udowodnić, że wszystko co ma, zawdzięcza sobie, a nie popularnemu mężowi.
Angażuje się w wiele przedsięwzięć, jest trenerką i zabrała się za pisanie książek.
Podkreśla, że jeszcze zanim została żoną piłkarza, odnosiła sukcesy.
Była przecież reprezentantką Polski w karate tradycyjnym i zdobyła wiele drogocennych nagród oraz medali.
Jednak o jej karierze nie było nigdy głośno. Lewandowska ma na to proste wytłumaczenie.
"Wiem, że piłka jest bardziej medialnym sportem. Karate to jednak trudny sport, przepisy czasami są niezrozumiałe dla osób spoza tej dyscypliny. Aż cztery razy miałam złamany nos, kiedyś pewnie czeka mnie prostowanie przegrody. Kiedyś się denerwowałam, kiedy ktoś mówił, że jestem tylko żoną Roberta Lewandowskiego. Mojej dyscyplinie poświęcałam się od lat, trenowałam dwa-trzy razy dziennie" - mówi w "Super Expressie".
Wygląda jednak na to, że wszystko ma swój koniec.
Kobiecie najwyraźniej już nie przeszkadza łatka "tylko żony Roberta Lewandowskiego" i otwarcie przyznaje, że to nie do swoich, a do sukcesów ukochanego przykłada teraz większa wagę.
Do tego stopnia, że... rezygnuje z karate!
Co prawda jeszcze trenuje, ale taki stan rzeczy potrwa już niedługo.
"Teraz podporządkowuję się karierze męża. Startuję jeszcze, ale to już końcówka. Zajmuję się intensywniej innymi projektami" - wyznaje.
Dobra decyzja?
