To już ostatnie dni polskich wakacji Alicji Bachledy-Curuś. Niedługo aktorka wraca z synkiem Henrym (8 l.) do Los Angeles, gdzie czekają ją życiowe zmiany. Ma zamieszkać z ukochanym Marcinem Gortatem (34 l.). I choć w Ameryce czuje się świetnie, serce zawsze tęskni za krajem, bo tu mieszkają jej ukochani rodzice.
W rodzinnym domu w Krakowie, jak zwykle czekała na nią stęskniona mama, pani Lidia, i tata, pan Tadeusz, z którym aktorkę łączy wyjątkowa więź. Są w stałym kontakcie, rozmawiają przez internet, piszą e-maile, często do siebie dzwonią.
Kiedyś wszyscy umówili się, że będą odwiedzać się "naprzemiennie". Ale dalekie podróże są męczące, a rodzice zmagają się z przeciwnościami losu. Sześć lat temu u ojca Alicji wykryto ostrą białaczkę. Na wieść o złych wynikach badań aktorka odwołała umówione castingi i przyleciała do Polski. Pojawiła się na konferencji prasowej fundacji DKMS (Baza Dawców Komórek Macierzystych) i poprosiła o pomoc dla taty.
Rok później Tadeusz Bachleda-Curuś przeszedł udany zabieg w polskiej klinice. Gdy wrócił wreszcie do domu, zwolnił tempo życia i przeszedł na zasłużoną emeryturę.
Mama Alicji czule opiekowała się mężem. Gdy tylko mąż czuł się gorzej, natychmiast zabiegała u lekarzy o konsultacje. Przecież nawet infekcja, a tych wciąż nie brakuje, bardzo osłabia organizm przy takiej chorobie.
Jak dziś czuje się tata Alicji Bachledy-Curuś? Jej mama, zapytana o stan zdrowia męża, odmawia komentarza. - To bardzo rodzinne sprawy - mówi tygodnikowi "Świat i Ludzie".
Jedno jest pewne. Wizyta córki i wnuka sprawiła im wielką radość. Pozwoliła zapomnieć o chorobie. Mały Henry jest oczkiem w głowie dziadka. W obecności wnuka pan Tadeusz nabiera wigoru i chęci do walki z przeciwnościami losu.

*** Zobacz więcej materiałów:








