Reklama
Reklama

Aktor z "Na Wspólnej" pokonał raka

Wojciech Wysocki miał 45 lat, kiedy poznał Joannę. Ich miłość rozkwitała w cieniu jego ciężkiej choroby. Dzień po narodzinach Rozalii dowiedział się, że ma nawrót raka.

Pierwszy raz na nowotwór jąder zachorował w 1988 r., drugi w 1999 r. Dziś mówi, że "jak się ma jedno jajo, to też można żyć bardzo dobrze i mieć rodzinę".

Pana 60. urodziny przemknęły niezauważenie. Nie było panu przykro?

Wojciech Wysocki: - Zakazałem rodzinie o tym przypominać. Dla mnie to nic wielkiego. Życie toczy się dalej, a ja patrzę w przyszłość. Ale o rocznicy ślubu pamiętam i staram się ją uczcić prezentem dla żony czy wspólnym wyjściem.

Robił pan z okazji urodzin podsumowania?

Reklama

W.W.: - Kiedy byłem młody, zdarzało się, a teraz jest to bez znaczenia. Wiem, że w życiu są lepsze i gorsze okresy. Teraz mam gorszy. Zmarła moja ukochana mama. Miała 87 lat. Przestała pracować na rok przed śmiercią. Też bym tak chciał.

Pan otarł się o śmierć, chorował na raka. Kto zachował wtedy większy spokój, pan czy żona?

W.W.: - Ja wyglądam na osobę spokojną, bo kumuluję emocje i nie jestem wylewny, ale to żona działa bardziej racjonalnie.

Czy obawia się pan nawrotu?

W.W.: - Tak, to jest naturalne. Jestem człowiekiem zdrowym, ale co roku muszę robić badania. Nowotwory wcześnie wykryte są wyleczalne, na co ja jestem dowodem.

Co pomogło panu pokonać raka?

W.W.: - Wsparcie rodziny, przyjaciół oraz spokój, bo w takich chwilach wszyscy się boją. Moja córka była wtedy niemowlakiem, a to była dodatkowa motywacja do walki. Nie ukrywam, że wiara w wyleczenie i wiara w Boga były rzeczą niebagatelną.

- Nie zadawałem wtedy pytań: dlaczego ja? Tylko walczyłem i modliłem się do Opatrzności.

Wygrał pan z chorobą, ma rodzinę oraz fanów, którzy uważają, że jest pan przystojny i zadbany...

W.W.: - Staram się, bo taki mam zawód. Nie palę się do chodzenia po sklepach, więc doradza mi żona. Denerwuje ją, kiedy widzi mnie w starej kurtce, a jeśli nie może mnie wyciągnąć na zakupy, sama je robi.

Córka jest dziś nastolatką. Planuje pójść w pana ślady?

W.W.: - Rozalia jest dopiero w pierwszej klasie gimnazjum. Młody człowiek często nie wie, co ma robić, ale też jak się na coś uprze, to trzeba mu pozwolić, żeby sam się sparzył.

- Na razie śpię spokojnie. Rok temu córka skończyła szkołę muzyczną, śpiewa amatorsko w chórze i nie planuje jeszcze przyszłości.

Kibicuje panu?

W.W.: - Dyskretnie, wprost tego nie okazuje, ale widać, że jej zależy, bo zawsze przytuli się, kiedy jest ze mnie dumna.

Do kogo jest podobna?

W.W.: - Na pierwszy rzut oka to wykapana Joasia, ale kiedy się przyjrzeć lepiej, to góra twarzy jest żony, a uśmiech ma mój. Cały czas się rozwija, zmieniają się jej rysy twarzy. Jest już nastolatką, ale ma jeszcze duszę dziecka.

Co daje panu ojcostwo?

W.W.: - Ojcostwo wyzwala nas z egoizmu, bo gdy obok jest taka istotka, to ważne są jej problemy, a nie moje. Pojawia się odpowiedzialność za kogoś innego i jest do kogo się przytulić.

Rozpieszcza pan ją trochę?

W.W.: - Totalnie. Nie potrafię być konsekwentny. Za dużo pozwalam dziecku, ale nie potrafię inaczej. Córa wchodzi w okres dojrzewania, jest w trudnym wieku, przeżywa bunt, a ja nie potrafię jej niczego odmawiać. Żona stara się być bardziej surowa.

A. Szmidt

23/2013

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Wojciech Wysocki | nowotwór | choroby | Na Wspólnej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy