Reklama
Reklama

Agnieszka Fitkau-Perepeczko odebrała telefon od męża. To była jej ostatnia rozmowa z Markiem

Ich życie małżeńskie pełne było zawirowań. Przez długi czas Marek Perepeczko (†63 l.) i Agnieszka Fitkau-Perepeczko (77 l.) żyli z dala od siebie. Odległość robiła swoje, coś zaczęło się psuć. Pojawiło się jednak światełko w tunelu i nadzieja na to, że jednak znów zbliżą się do siebie. Niestety, wtedy rozegrał się dramat. Aktor zadzwonił do żony, oświadczył, że jest zmęczony i obiecał, że wkrótce znów się z nią skontaktuje. Tak się nie stało, a to były jego ostatnie słowa. Zmarł niedługo później.

Szesnastego listopada 2005 roku późnym wieczorem Agnieszka Perepeczko (77) odebrała telefon od męża. Marek Perepeczko (+63), który mieszkał wtedy w Częstochowie, powiedział, że jest bardzo zmęczony i obiecał, że wkrótce się z nią skontaktuje. Tej nocy, tuż po rozmowie z żoną, zmarł na zawał serca. 

Choć od śmierci aktora mija właśnie 14 lat, ona wciąż nie pogodziła się z odejściem ukochanego. - Ciągle go kocham. Słyszę jego kroki, czuję jego obecność - mówi. 

Agnieszka Fitkau i Marek Perepeczko poznali się w 1961 roku w czasie składania podań o przyjęcie w poczet studentów warszawskiej szkoły teatralnej. Mieli wtedy po 19 lat, byli piękni i bardzo ciekawi życia. Po krótkiej rozmowie w dziekanacie postanowili spotkać się ponownie, ale zapomnieli wyznaczyć miejsce i czas pierwszej randki, nie wymienili adresów, nie zapisali numerów telefonów. Nawet się sobie nie przedstawili! 

Reklama

Agnieszka dopiero w domu uświadomiła sobie, że nic nie wie o chłopaku, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia. - Wiele lat wcześniej, dostałam od pewnej kobiety malutki zielony kamyk, który miał mi przynosić szczęście. Przypomniałam sobie o nim właśnie po pierwszym spotkaniu z Markiem. Przez kilka godzin gorączkowo ściskałam go w dłoni, modląc się, żeby los znów zetknął mnie z tym zabójczo przystojnym chłopakiem - opowiadała aktorka. 

Tymczasem Marek Perepeczko przekonał panie w dziekanacie, by pozwoliły mu przejrzeć zdjęcia wszystkich dziewcząt, które starały się wtedy o przyjęcie do szkoły. Odnalazł fotografię Agnieszki Fitkau, zapamiętał numer telefonu, jaki dziewczyna zapisała na podaniu i po prostu zadzwonił do niej. 

- Powiedziałem jej później, że ten numer mi się przyśnił - żartował w wywiadzie. 

Agnieszka była pewna, że szczęście przyniósł jej malutki kamyk i postanowiła już nigdy się z nim nie rozstawać. Nawet podczas ślubu z Markiem talizman spoczywał na dnie jej torebki. Pobrali się natychmiast po ukończeniu studiów. 

Jeszcze przed premierą "Janosika" Marek Perepeczko zagrał w wielu filmach. Pracował bez przerwy. Jego piękna żona miała mniej szczęścia i coraz częściej myślała o zmianie zawodu. Zamieniła scenę na wybieg dla modelek. Okazało się, że nowe zajęcie - oprócz satysfakcji - dało jej również możliwość zrealizowania największej pasji - podróżowania. 

Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku Agnieszka została wybrana przez Modę Polską do reprezentowania krajowych wyrobów z wełny na targach mody w Australii. Pełna entuzjazmu wyjechała na Antypody i tak bardzo spodobało się jej życie poza nękaną wówczas kryzysem Polską, że postanowiła zostać - tym bardziej, że w Australii mieszkał jej brat. 

Była wiosna 1981 roku, gdy wysłała mężowi krótki list: "Przyjeżdżaj. Znalazłam dla nas raj na ziemi". Nie przypuszczała, że przyjdzie jej czekać na ukochanego mężczyznę kilka lat. - Zostałam nagle zupełnie sama - wspomina tamten okres. - Wszystko dookoła było nowe: język, ludzie, nawet jazda samochodem lewą stroną drogi. Mogłam liczyć tylko na siebie. Byłam zadowolona, że jestem w Melbourne, ale wieczorami płakałam w poduszkę. Tak bardzo tęskniłam za moim Markiem - mówiła. 

Czytaj dalej na następnej stronie.


Z powodu stanu wojennego Marek Perepeczko mógł jedynie marzyć o wyjeździe do Australii. Przez cztery lata żyli oddaleni od siebie o tysiące kilometrów. Wiedzieli, że miłość na odległość może się szybko wypalić, że korespondencyjne małżeństwa nie mają dużych szans na przetrwanie, więc z całych sił walczyli o to, by być razem. 

W czasie kiedy Marek starał się o pozwolenie na wyjazd, jego żona przygotowywała się na spotkanie z nim - kupiła, wyremontowała i urządziła w Melbourne duży dom z ogrodem, pracowała jako fotograf, a od czasu do czasu grała w australijskich serialach. W 1985 roku Marek Perepeczko dołączył do żony. 

- Mimo że byłem wreszcie z Agnieszką, nie czułem się dobrze w nowym środowisku. Nudziłem się. Nie umiałem po prostu żyć z dala od ukochanych miejsc, z dala od przyjaciół. Wytrzymałem pięć lat, spakowałem manatki i wróciłem do Polski. Bez Agnieszki - opowiadał aktor tuż przed śmiercią. 

Tym razem rozłąka trwała znacznie dłużej. Agnieszka Perepeczko mieszkała w Australii, Marek w Warszawie i znów byli jedynie małżeństwem korespondencyjnym. Po powrocie do Polski aktor zamknął się w domu, z nikim się nie spotykał, nie przyjmował propozycji teatralnych i filmowych. Żył jak pustelnik.

W końcu jednak dał się namówić na objęcie funkcji dyrektora Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie i rolę w "Sarze" Macieja Ślesickiego - reżysera, który - co aktor zawsze podkreślał w wywiadach - stworzył go na nowo. Potem przyszła rola komendanta w "13 posterunku" i ciężka praca w teatrze. 

Agnieszka powoli stawała się dla niego tylko cudownym wspomnieniem z przeszłości. Nie wiadomo, jak zakończyłoby się to małżeństwo, gdyby nie niespodziewane zaproszenie do Polski, jakie przesłał Agnieszce wydawca jednego z pism po lekturze jej książki "Babie lato, czyli bądź szczęśliwa całe życie". 

Czytaj dalej na następnej stronie.

Agnieszka Perepeczko na początku lata 2001 roku zjawiła się w Warszawie po kilkunastoletniej nieobecności. Podobno na widok męża, który w niczym już nie przypominał muskularnego Janosika sprzed lat, zamarła. Marek utył bowiem tak bardzo, że żona - od lat zgłębiająca tajniki zdrowego żywienia - miała pełne ręce roboty, by - jak żartowała - odchudzić go przynajmniej do przyzwoitych rozmiarów. 

Oboje znów byli w Polsce, co jednak wcale nie oznaczało, że razem. Mieli co prawda mieszkanie w Warszawie, ale przecież Marek Perepeczko pracował w Częstochowie i zdarzało się, że nie widywał żony przez parę dni. 

Kiedy w 2003 r. Agnieszka dołączyła do obsady "M jak miłość", postanowiła zostać w kraju na dłużej. Mąż cieszył się, że wreszcie to ona może czuć się jak gwiazda, bo rola ekscentrycznej Simony dała jej ogromną popularność. Wszystko wskazywało na to, że małżonkowie po latach spędzonych z dala od siebie, jesienią życia będą się cieszyć razem... 

Byli razem 44 lata, 4 miesiące i 23 dni. - Mimo rozstań, zawirowań, życiowych zakrętów, nigdy nie przestaliśmy się kochać - twierdzi aktorka. - Bardzo za nim tęsknię - dodaje.   

***
Zobacz więcej materiałów:

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Fitkau-Perepeczko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy