Uwielbianą prezenterkę zwolnili z TVP z dnia na dzień. Kryła się za tym "dziwna tajemnica"
Małgorzata Szelewicka była w latach 90. najpiękniejszą "twarzą" telewizyjnych "Wiadomości". Jej kariera trwała jednak bardzo krótko, bo zaledwie pół dekady. Wyrzucono ją z pracy, tłumacząc, że podawane przez nią informacje brzmią niewiarygodnie, bo jest... za ładna i widzowie skupiają się na jej wyglądzie, zamiast na tym, co ma im do przekazania. Mija właśnie 30 lat od dnia, gdy musiała odejść z TVP.
Małgorzata Szelewicka była jedną z 800 osób, które w 1990 roku stanęły do konkursu na prezentera Telewizji Polskiej i jedną z kilku, którym zaproponowano pracę.
"Poszukiwacze talentów nie pomylili się, wskazując na nas, bo wiele osób do dziś jest w zawodzie i osiąga sukcesy" - wspominała w rozmowie z Onetem.
Oprócz Małgorzaty przyjęto wtedy także m.in. Tomasza Lisa, Jolantę Pieńkowską i Jarosława Gugałę, ale to właśnie ona jako pierwsza z tej grupy zadebiutowała na wizji.
Już po pierwszym wydaniu "Wiadomości" z Małgorzatą w roli prowadzącej, stało się jasne, że dziennikarka zostanie wielką gwiazdą. Od razu zyskała ogromną sympatię widzów, ale też była obiektem zainteresowań zazdrośników.
Plotkowano, że do telewizji "wkręcił" ją mąż Marek Szelewicki, który przez wiele lat prowadził "Dziennik Telewizyjny" i ze zdaniem którego liczyli się szefowie TVP.
Małgorzata Szelewicka kategorycznie zaprzeczała pogłoskom, że pracę dostała po znajomości. Nie kryła jednak, że mąż wspiera ją i czasem udziela jej cennych, a czasem irytujących rad.
"Marek był bardzo dobrym obserwatorem i doradcą, zawsze mogłam liczyć na jego mądrą, bo konstruktywną krytykę, praktyczne rady i przede wszystkim na wsparcie. Czasami rady te były irytujące, ale doceniałam ich znaczenie" - wyznała po latach w cytowanym już wywiadzie.
Małgorzata denerwowała się, gdy słyszała złośliwe komentarze, że przyszła do telewizji dla sławy. Twierdziła, że nigdy nie zależało jej, by być znaną, a w konkursie na prezentera wzięła udział, bo chciała się sprawdzić.
Telewidzowie pokochali Małgorzatę. W redakcji "Wiadomości" codziennie czekały na nią stosy listów od wielbicieli.
"Otrzymywałam też książki, bileciki z sympatycznymi wyrazami uznania. Raz dostałam nawet swój portret, który do dziś wisi w moim domu. Widzowie pisali: 'miło panią słuchać i oglądać'. Kiedy czasem czytam te listy, bo wiele z nich zachowałam do dziś, wciąż się wzruszam" - cytował jej słowa "Dobry Tydzień".
O tym, że została zwolniona, Małgorzata Szelewicka dowiedziała się od znajomej dziennikarki, która pewnego dnia zadzwoniła do niej z pytaniem, czy to prawda, że wyrzucono ją, bo jest... za ładna.
"Faktycznie, tak to argumentowano. Rozpętała się burza. Odezwała się do mnie nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Powód mojego zwolnienia był kuriozalny. Nie chciałam jednak tego ciągnąć i uznałam sprawę za zamkniętą" - wspominała w wywiadzie dla Onetu.
"Do dziś nie umiem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak naprawdę z dnia na dzień straciłam pracę. Moje zwolnienie było owiane dziwną tajemnicą" - dodała.
Wkrótce po rozstaniu z TVP Małgorzata Szelewicka postanowiła pożegnać się również z radiem, z którym związana była od lat. Razem z mężem oraz dwoma synami, Maćkiem i Mateuszem, wyjechała do Szwecji, gdzie Marek Szelewicki objął posadę radcy i został jednocześnie dyrektorem Instytutu Polskiego w Sztokholmie.
"Spędziliśmy tam pięć lat. W tym czasie byłam ciągle zajętą żoną swojego męża, zajmowałam się dziećmi, prowadziłam dom, zresztą otwarty i gościnny. Instytut Polski był wówczas centrum polskiej kultury w Szwecji. Gościł artystów, twórców kultury, muzyków, pisarzy, filmowców. To były dla nas niezwykle pracowite, ale też ciekawe lata" - opowiadała na łamach "Rzeczpospolitej".
Po powrocie do Polski Małgorzata Szelewicka podjęła pracę szefowa zespołu PR, potem pracowała w departamencie komunikacji, aż w końcu założyła własną firmę. Przez wiele lat zajmowała się prowadzeniem szkoleń i kreowaniem wizerunku osób i firm.
Dziś była gwiazda TVP ma 68 lat i skupia się przede wszystkim na rodzinie.
8 lutego 2012 roku Małgorzata Szelewicka poinformowała media, że została wdową.
"Byliśmy razem 35 lat. Na dobre i na złe... Zostały mi po nim piękne wspomnienia" - wyznała Onetowi.
"Był człowiekiem wyjątkowym. Kochał życie i doceniał jego wartości. Zawsze oddany rodzinie i przyjaciołom, niósł wsparcie nam wszystkim w każdej sytuacji i o każdej porze. Będzie z nami zawsze w myślach, wspomnieniach i sercach" - napisała w nekrologu, pod którym podpisali się również jej synowie.
Maciej i Mateusz nie poszli w ślady rodziców. Jeden z nich został ekonomistą, drugi prawnikiem.
"To wspaniali młodzi ludzie. Mam z nimi bardzo dobre relacje. Pomagają mi, właściwie są przy mnie zawsze wtedy, kiedy ich potrzebuję" - wyznała Małgorzata Szelewicka "Dobremu Tygodniowi".
Jeszcze kilka lat temu Małgorzata Szelewicka zastanawiała się, czy gdyby dostała propozycję powrotu do pracy w telewizji, przyjęłaby ją. Uznała wtedy, że to jednak zamknięty rozdział jej życia.
"Zakończyłam definitywnie moją przygodę z dziennikarstwem, gdy - zaraz po tym, jak zwolniono mnie z TVP - odeszłam z radia" - stwierdziła w wywiadzie dla Onetu.
Źródła:
1. Wywiady z M. Szelewicką: Onet Kobieta (listopad 2014), "Rzeczpospolita" (czerwiec 2013)
2. Artykuł "Zbyt ładna do Wiadomości", "Dobry Tydzień" (styczeń 2021)
Zobacz też:
Nazywano ją ozdobą "Wiadomości". Powód jej zwolnienia z TVP zaskakuje
Tak wyglądały kulisy powrotu Kurdej-Szatan do TVP. Starali się o nią