Odtwórczyni roli babci Wolańskiej w dwóch pierwszych częściach kultowego cyklu "Kogel mogel" wcale nie miała zamiaru zostać aktorką. To, by stanąć do walki o indeks szkoły teatralnej, przyszło jej do głowy, gdy była studentką Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Małgorzata Damięcka (tak nazywała się, będąc panną) usłyszała pewnego dnia, że przeniesiona właśnie z Łodzi do stolicy szkoła aktorska ogłosiła nabór. Zdecydowała się stanąć przed komisją egzaminującą kandydatki i kandydatów na gwiazdy i odniosła sukces. Sam Jan Kreczmar - legenda polskiego teatru - uznał, że jest "wartym szlifowania diamentem".
W młodym reżyserze zakochała się, gdy tylko go poznała
Jeszcze w czasie studiów Małgorzata przyjęła zaproszenie Ludwika René i dołączyła do obsady sztuki "Interwencja", którą wystawiał w Teatrze Ateneum. "Scena, od chwili, kiedy po raz pierwszy na niej stanęłam, stała się moją wielką miłością" - wspominała po latach w rozmowie z magazynem "Teatr".
"Wydawało mi się, że mam predyspozycje do bycia amantką liryczną, ale gotowa byłam grać wszystko, byle grać" - opowiadała.
Parę tygodni przed debiutem aktorka wyszła za mąż za starszego o cztery lata studenta reżyserii, poznanego podczas wizyty w wytwórni filmów oświatowych Lecha Lorentowicza.
"Spodobał mi się od pierwszego spojrzenia, a rozkochał w sobie od pierwszej rozmowy. Miałam nadzieję, że spędzimy razem całe życie" - wspominała na łamach "Przyjaciółki".
Kto wie, jak potoczyłyby się losy małżeństwa aktorki i reżysera, gdyby Małgorzata nie wyjechała po dyplomie do Wrocławia, zamiast przenieść się ze stolicy do Łodzi, gdzie jej mąż nadal studiował w szkole filmowej.
"We Wrocławiu czekał na mnie etat w teatrze, czekały role. Nie mogłam przecież zrezygnować z marzeń" - stwierdziła wiele lat później w cytowanym już wywiadzie.
Małżeństwo aktorki z Lechem Lorentowiczem nie przetrwało próby czasu
Małżeństwo aktorki z Lechem Lorentowiczem przetrwało niespełna pół dekady.
"Widocznie nie byliśmy sobie pisani. To nie u jego boku miałam przeżyć najpiękniejsze chwile" - powiedziała, wspominając pierwszego męża w rozmowie z "Przyjaciółką".
Lech Lorentowicz został dyplomowanym reżyserem w 1954 roku. Próbował też swych sił jako aktor, ale dał sobie spokój z graniem.
Pierwszymi filmami, które zrealizował samodzielnie według własnych scenariuszy, były dokumentalne "Zielone 100.000.000" i "Elbląg". W 1965 roku wyreżyserował jeden z odcinków telewizyjnego cyklu "Dzień ostatni Dzień pierwszy", a cztery lata później nakręcił "Znicz olimpijski" - swoją jedyną pełnometrażową fabułę. W połowie lat 70. podpisał się jeszcze pod trzema odcinkami znanego serialu na tym jego kariera się zakończyła. Zmarł 21 listopada 1987 roku.
Była świeżo po rozwodzie, gdy po raz pierwszy zobaczyła Janczara
Niespełna dwa lata po rozwodzie Małgorzata Lorentowicz - idąc do teatru na próbę "Tragedii amerykańskiej" - zobaczyła w jednej z gablot przed wrocławskim kinem Śląsk zdjęcie młodego mężczyzny.
"To był Tadeusz Janczar jako Jasio Krone z 'Pokolenia' Wajdy, które wchodziło właśnie na ekrany. Ta twarz tak mnie zaintrygowała, że od razu poszłam na ten film" - cytował ją autor biografii Janczara w swej książce "Zawód: aktor".
"Film mi się nie podobał, jednak rola Tadeusza była wielka. Zainteresował mnie swą grą, swoją osobowością, pomyślałam, że miło by było kiedyś z nim zagrać, a zaraz potem zapomniałam o nim" - wspominała aktorka w wywiadzie dla "Przyjaciółki".
Na początku wiosny 1956 roku do Wrocławia przyjechał dobry znajomy Małgorzaty Lorentowicz - Stanisław Bugajski, który objął właśnie kierownictwo artystyczne Teatru Nowej Warszawy i Klasycznego.
"Zjawił się u mnie z propozycją angażu. Nie chciałam jej przyjąć. We Wrocławiu doświadczałam licznych wyrazów sympatii od publiczności, z kolegami z teatru łączyła nas bliska więź. Nie zamierzałam się przenosić" - wyznała po latach na łamach "Przyjaciółki".
Na ślub kościelny z drugim mężem czekała prawie 40 lat
Bugajski uparł się, by przekonać ją do powrotu do jej rodzinnego miasta.
"Powiedział: 'To ja ci chociaż przeczytam, kto już jest w zespole'. Gdy po którymś z kolei nazwisku wyczytał Tadeusza Janczara, sama zaskoczona swoją spontanicznością, powiedziałam krótko: jadę" - wspominała Małgorzata Lorentowicz.
Miesiąc później po raz pierwszy spotkała swego przyszłego męża na próbie spektaklu "Don Cezar de Bazan". Grali w nim parę i w życiu też się nią stawali...
"Tadzio tak subtelnie potrafił się do niej zalecać, a ona tak dostojnie potrafiła te zaloty przyjmować. Ich romans dojrzewał na oczach całego teatru, raz nawet przyłapała ich w nocy na dachu żona któregoś z ministrów, która pomieszkiwała w naszym teatrze" - opowiadał biografowi Janczara grający wtedy z "Dudą" i Tadeuszem Wojciech Zagórski.
Dwa lata po premierze "Don Cezara..." Lorentowicz i Janczar pobrali się. Byli razem 39 lat. Kilka miesięcy przed śmiercią Tadeusza (odszedł 31 października 1997 roku) zdecydowali się ponownie stanąć na ślubnym kobiercu - tym razem w kościele.
Małgorzata Lorentowicz - choć Tadeusz Janczar był największą miłością jej życia - nigdy nie zdecydowała się przyjąć jego nazwiska. Do końca nosiła nazwisko pierwszego męża. Zmarła 8 maja 2005 roku.
Źródła:
1. Książka P. Śmiałowskiego "Tadeusz Janczar. Zawód: aktor", wyd. 2007
2. Wywiady z M. Lorentowicz: "Teatr" (1983), "Przyjaciółka" (1998)








