Na początku sierpnia Zofia Zborowska ogłosiła, że wraz z mężem Andrzejem Wroną zostali rodzicami małej Nadziei. Aktorka jeszcze będąc w ciąży ujawniła, że jej droga do macierzyństwa nie należała do łatwych. Jak wyznała w lipcu tego roku w prowadzonej przez Joannę Koroniewską i Macieja Dowbora „Domówce u Dowborów”, zdiagnozowano u niej chorobę autoimmunizacyjną, prowadzącą do zakrzepów krwi i niedokrwienia narządów. APS może być przeciwskazaniem do zajścia w ciążę, ponieważ może spowodować niedokrwienie łożyska. Jak wyznała wtedy Zborowska:
Nie mieliśmy problemu z zajściem w ciążę, ale ja już rok wcześniej musiałam przejść serię badań, gdy się okazało, że mam zespół antyfosfolipidowy. Chciałam doprowadzić swój organizm do porządku, znaleźć dobrego lekarza prowadzącego. Mam też mięśniaki macicy, to nie jest akurat nic strasznego, ale pojechałam do Indii, zaczęłam praktykować ajurwedę, ćwiczyć jogę. Zanim pani doktor powiedziała, że możemy próbować, minął rok.
Walka o macierzyństwo
Odkąd wymarzona córeczka Zborowskiej i Wrony jest już na świecie, Zborowska dużo śmielej mówi o swojej chorobie. Jak ujawniła w rozmowie z portalem Ładne Bebe, poprzednią ciążę poroniła. Właśnie po tym zdecydowała się na wspomniany pobyt w Indiach. Pojechały wtedy we dwie: Zofia i jej mama, Maria Winiarska, by odreagować psychicznie to, co się stało:
Pojechałam z moją mamą na miesiąc do Indii. Byłyśmy w przepięknym, zamkniętym ośrodku jogi. Żadnych luksusów, ale za to na miejscu był ajurwedyjski lekarz, niewiarygodne ajurwedyjskie masaże, medytacja. Szczerze? To były moje pierwsze prawdziwe wakacje w dorosłym życiu. Bez imprezek, przegrzewania się na plaży i winka moje ciało niesamowicie odpoczęło.
Po powrocie do Polski Zborowska kontynuowała leczenie, przy wsparciu konwencjonalnej medycyny. Jednocześnie pozostawała pod opieką terapeuty, z którego rad korzystała po poronieniu. Nieleczone APS zmniejsza szanse na urodzenie zdrowego dziecka do 10, maksymalnie 20 proc. Po zdiagnozowaniu schorzenia i wdrożeniu odpowiedniego leczenia, szanse nieco wzrastają. Jak wspomina Zofia, terapia nie należała do przyjemnych:
Zaczęłam brać acard, a gdy tylko zaszłam w ciążę - heparynę w zastrzykach. To może brzmieć absurdalnie, ale boję się igieł. A igła w połączeniu z żyłą to już jest w ogóle kosmos. Jedyny moment, kiedy zaczęłam płakać podczas porodu, to było założenie wenflonu. Byłam pewna, że jestem w ciąży. Więc robiłam namiętnie testy. Nic nie wychodziło, ale intuicyjnie przestałam chodzić na strajki kobiet. Byłam bardzo w nie zaangażowana, ale nagle wiedziałam, że mam zostać w domu. Powiedziałam sobie, że chyba faktycznie się nakręciłam. Kupiłam bilety lotnicze do mojej siostry, do Brazylii. Zarezerwowałam taki mój wymarzony hotel i zaczął mi się spóźniać okres. Dwie kreski i odkręcanie tej Brazylii.
Potwierdzenie ciąży nastąpiło w listopadzie ubiegłego roku, tuż przed szczytem trzeciej fali pandemii. Zborowska, ze względu na ciążę, zrezygnowała nie tylko z chodzenia na strajki, lecz także z obowiązków zawodowych. Obawiała się, że znów może stać się coś złego. Na szczęście tym razem wszystko się udało i latem tego roku na świat przyszła zdrowa dziewczynka, która otrzymała imię Nadzieja, bo babci aktorki.Zobacz też:
Wypadek samolotu na Okęciu. Na pokładzie była Roxie Węgiel
Marcela Leszczak i Misiek Koterski razem na ściance
Premier Morawiecki zapowiedział nowe obostrzenia na święta
***








