Weronika Rosati i Robert Śmigielski nie byli ze sobą długo, ale mają kogoś, kto połączył ich na zawsze - córkę Elizabeth. Mimo to trudno było im się dogadać.
W wywiadzie dla "Wysokich Obcasów", który odbił się szerokim echem, aktorka przekonywała, że nie miała łatwego życia u boku ortopedy. Mówiła, że ten stosował wobec niej przemoc fizyczną i psychiczną.
"Uderzał wielokrotnie. W twarz, w rękę. Uderzył mnie też, jak byłam w zaawansowanej ciąży, a potem, gdy trzymałam córeczkę na rękach. O przemocy milczałam, ale mniej ze strachu, bardziej ze wstydu. Myślałam: wszyscy powiedzą, że Weronice znów się nie udało, kolejny facet, kolejna porażka! Nie chciałam porażek. Poza tym byłam zakochana, wierzyłam w przemianę. Każda kobieta wierzy, prawda? Tak bardzo chciałam mieć pełną rodzinę dla córki" - wyznawała w rozmowie pełnej oskarżeń pod adresem Śmigielskiego.
Jak zareagował sam zainteresowany? Wydał oświadczenie i przedstawił w nim swój punkt widzenia. Jego zdaniem Weronika przedstawiła "wiele nieprawdziwych informacji". Pisaliśmy o tym tutaj.
Kością niezgody była też sprawa alimentów i opieki nad córką. Ostatnio Rosati i Śmigielski po raz kolejny spotkali się w sądzie i podobno nastąpił przełom. "Super Express" opisuje, że chwilę po godzinie 13 aktorka, ortopeda oraz ich prawnicy wyszli z sali sądowej. "Udajemy się teraz na przerwę negocjacyjną. Potrwa około 20 minut" - wyjaśnił adwokat aktorki.
Z ustaleń tabloidu wynika, że udali się do sądowego bufetu, a na salę wszyscy wrócili w dobrych nastrojach. "Jestem spokojna. Nie mogę mówić o szczegółach, wszystko rozstrzygnie się w piątek" - oświadczyła Rosati, a Śmigielski dodawał: "W piątek o godzinie 8.10 wszystko będzie jasne".


***
Zobacz więcej materiałów:








