Reklama
Reklama

Wacław Kowalski: Polacy pokochali go za rolę Pawlaka. A jaki był naprawdę?

Miliony widzów uwielbiały Wacława Kowalskiego (†74 l.) za rolę Kazimierza Pawlaka w kultowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego. Okazuje się, że kiedy aktor poczuł się pewnie na planie, zaczął gwiazdorzyć, dając odczuć to wszystkim dookoła w dość nieprzyjemny sposób. Jedną z osób doprowadził nawet do łez!

Tego dnia słońce przygrzewało wyjątkowo mocno. Nic dziwnego, że członkowie ekipy filmu Sylwestra Chęcińskiego "Sami swoi" rzucali tęsknym okiem na jedyny leżak, jaki znalazł się na planie. Każdy marzył, by wygodnie się w nim usadowić i poleniuchować.

Nie mieli jednak na to szansy, bo pierwsze dni zdjęciowe zawsze wymagają najwięcej pracy. Poza tym nikt nie odważyłby się na nim nawet na chwilę przysiąść. Każdy doskonale wiedział, że zarezerwowany jest dla Władysława Hańczy, największego gwiazdora powstającego filmu.

A ten właśnie skończył rozmawiać z reżyserem i wyciągnął się na nim wygodnie, wystawiając twarz do słońca. Przechodzący obok Wacław Kowalski spojrzał przelotnie na swojego filmowego partnera i poczuł ukłucie zazdrości w okolicy serca.

Reklama

On też chciał być traktowany jak gwiazda. W końcu grał Pawlaka, równorzędną postać do kreowanego przez Hańczę Kargula. Ale nie dał tego po sobie poznać. Znał swoje miejsce w szeregu. I dobrze zdawał sobie sprawę, że dostając jedną z głównych ról w filmie, złapał pana Boga za nogi.

Przecież do tej pory nosił halabardy w teatrze, a w najlepszym przypadku można było go oglądać w drugoplanowych rolach, w mało znanych produkcjach filmowych.

Nie było również tajemnicą, że Pawlaka miał zagrać Jacek Woszczerowicz, wielki, jeszcze przedwojenny aktor. Jednak postawił warunek, że zdjęcia mają być kręcone w Warszawie. Jednak cała ekipa pochodziła z Wrocławia i nie zdecydowano się spełnić jego żądania.

Dlatego reżyser filmu Sylwester Chęciński, któremu kiedyś wpadła w oko jakaś niewielka rólka Wacława Kowalskiego, postanowił dać szansę mało znanemu aktorowi.

Nie wszystkim się to podobało, scenarzysta wyrywał sobie włosy z głowy, twierdząc, że Kowalski nie będzie w stanie zagrać tak precyzyjnie wymyślonej postaci.

Ale Wacław się zawziął. Zanim ruszyła kamera, dokładnie przyjrzał się polu, przez które miał przejść do swojej krowy. Było ono zaminowane, dlatego wymyślił, że będzie się po nim poruszał drobnymi kroczkami, co będzie bardzo zabawne.

Niestety, reżyser zabronił mu aż tak się wygłupiać. Była to jedna z pierwszych kręconych scen filmu, więc zależało mu, by aktorzy byli maksymalnie skupieni na pracy.

Czytaj dalej na następnej stonie

Aktor jednak nie odpuścił i tego samego dnia poprosił Sylwestra Chęcińskiego, żeby ponownie rozważył jego propozycję drobnych kroków. Ten w końcu machnął ręką i się zgodził.

- Wacław miał przejść 3 metry, żeby wziąć karabin, którym chciał strzelać do kota. Ale jak zobaczyłem jego chód, postawiłem karabin o wiele dalej. Cudownie było patrzeć, jak górą płynie dostojny tors, a krótkie nóżki przebierają: fajt, fajt. Sceny, jak Pawlak mierzy pole czy chodzi po rynku w Lubomierzu robiliśmy po to, żeby pokazać, jak się zabawnie rusza - wspominał twórca "Samych swoich" i dodawał, że nikt z ekipy nie mógł powstrzymać się od śmiechu na widok idącego Pawlaka.

Wacław Kowalski dostrzegł zachwyt w oczach reżysera i poczuł się znacznie lepiej. Odważniej spoglądał także na siedzącego na leżaku Hańczę. Choć jeszcze nie marzył o tym, że kiedyś, tak jak on, będzie mógł odpoczywać w tak wygodnej pozycji.

Ale ten czas zbliżał się nieuchronnie. Stało się to wtedy, gdy aktorzy mieli zagrać pierwszy dialog. Kiedy ekipa usłyszała prawdziwą, kresową gwarę Pawlaka, w której wypowiedział swoją kwestię, wszyscy zamarli z wrażenia. Na czele z Hańczą, który w żaden sposób nie był w stanie dorównać koledze.

Trudno się było temu dziwić. Przecież Wacław wychował się w leżącej na kresach wsi Gnojnik, w której jego ojciec był kowalem. Z kolei Władysław Hańcza nigdy nie miał ze wsią nic wspólnego, więc nie był w stanie doskoczyć do pięt partnerowi.

Gołym okiem było widać, że Kowalski jest chłopem, a Hańcza chłopa udaje. Kiedy Chęciński go usłyszał, zrozumiał, że ludzie z Krużewnik, gdzie rozgrywała się akcja filmu, tak właśnie muszą mówić.

Po kolejnym zachwycie reżysera i filmowej ekipy Wacław Kowalski poczuł się na tyle pewnie, że zaczął gwiazdorzyć, dając odczuć to wszystkim dookoła w dość nieprzyjemny sposób. Pani garderobiana aż się popłakała, kiedy zaczął na nią krzyczeć za to, że nie wyczyściła mu butów.

A przecież Pawlak w scenie, którą miał grać, nie mógł mieć zakurzonego obuwia, bo jechał do sądu i musiał być elegancki. O awanturze dowiedział się Sylwester Chęciński i postanowił utrzeć aktorowi nosa.

- Wie pan, co by zrobił Hańcza w takiej sytuacji? - zapytał go przy całej ekipie. - Pewnie w tych butach przyszedłby na plan, założył nogę na nogę i pokiwał nią tak, żebym zauważył, że buty są nie takie, jak powinny i poprosił kogoś, żeby je wyczyścił. Kowalski na taką reprymendę spuścił uszy po sobie.

Ale do czasu. Za chwilę reżyser znowu strofował Hańczę za to, że nie jest w stanie posługiwać się gwarą i poprosił go, żeby coś z tym zrobił. Nie wierzył jednak, że to się uda. Podszedł do scenarzysty i cicho, żeby nikt nie słyszał, powiedział mu, że nie ma wyjścia i ktoś inny będzie musiał podłożyć głos za aktora.

Przechodzący obok Wacław, niechcący to usłyszał. W takiej chwili nie mógł powstrzymać uśmiechu, który rozlał się na jego twarzy. Wiedział już, że w tej rywalizacji jest górą i postanowił to wykorzystać.

Ostentacyjnie, żeby filmowy Kargul to widział, zawołał asystenta, oświadczył, że jest zmęczony i zażądał leżaka. Ponieważ był tylko jeden, przyniesiono mu ogromny fotel. Ale tego Władysław Hańcza już nie widział. Musiał opuścić wcześniej plan, bo miał wyznaczony termin operacji.

Pobyt aktora w szpitalu wykorzystał reżyser, by podłożyć za niego głos. Hańcza nie był tym zachwycony. Gdy jednak zaproponowano mu, by wystąpił w drugiej części 'Samych swoich", zatytułowanej "Nie ma mocnych", postawił warunek - na ekranie będzie mówił własnym głosem. I zrobił to świetnie, bo w międzyczasie nauczył się kresowej gwary.

Podczas zdjęć do drugiego filmu o Kargulu i Pawlaku Wacław Kowalski traktowany był już po gwiazdorsku. Miał swój leżak, tak jak Władysław Hańcza.


***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy