Reklama
Reklama

Tomasz Lis przerywa milczenie! Opowiada o swoim życiu, gdy był mężem Kingi Rusin!

Tomasz Lis (52 l.) wydał ostatnio autobiografię. W "Historii prywatnej" jednak mało miejsca poświęca matce swoich córek. O Kindze wspomina jedynie, gdy pisze, jak został sam z małą córką, bo żona wyjechała do pracy...

Tomasz Lis po zmianach w TVP zyskał sporo wolnego czasu, gdy nowe szefostwo zlikwidowało jego program.

Dziennikarz jednak nie próżnował i przystąpił do pisania kolejnej książki. Tym razem opisał swoje życie. 

Niestety, choć książka nosi tytuł "Historia prywatna", to czytelnicy nie mają co liczyć na publiczne pranie brudów. Z książki nie dowiemy się, jak wyglądało rozstanie z Kingą. Tomek nie ujawnia, jak w tym zasługa Hanki. 

Zresztą o kryzysie w małżeństwie z "Lisicą" też nie poczytamy. Nuda...

Czego zatem możemy się z książki dowiedzieć? Cóż, chociażby tego, że Tomek zaszczepił w Poli miłość do sportu.

"15 listopada 1996 roku urodziła się Pola. Praca z dnia na dzień stała się zdecydowanie mniej istotna. (...) Rutynowo wstawałem o 6.00, bo europejski korespondent w Ameryce tak wstaje, żeby nadgonić różnicę czasu z Europą, ale ponieważ niewiele ode mnie chciano, o jakiejś 12.00, czyli 18.00 czasu warszawskiego byłem wolny. Tym razem cudownie. 

Reklama

Właściwie codziennie można było iść w środku dnia na wielogodzinny spacer z dzieckiem. Być z nią od rana dosłownie do nocy, bo wieczorem kładłem się na kanapie z Polą obok siebie i przy ściszonym dźwięku oglądałem mecze NBA. Może to wtedy przez jakąś dziwną osmozę zaraziła się szaleńczą miłością do sportu, bo nigdy jej w tym kierunku nie indoktrynowałem" - pisze Tomek w swojej autobiografii.

Tomek przekonuje, że bardzo często zajmował się Polą. Dziennikarz wspomina, że nie było lekko. Z książki dowiadujemy się, że zostawał sam z małym dzieckiem, ale dzięki temu potrafił docenić kobiety, które dziećmi zajmują się na co dzień.

"Karmienie, przewijanie, myślę, że i dziś poradziłbym sobie z tym bez najmniejszych problemów, bo wprawę miałem niezłą. Tak, to było prawdziwe szczęście. Po pierwsze, bo dziecko. Po drugie, bo w epoce przed urlopami tacierzyńskimi mogłem spędzać z córką długie miesiące niemal non stop. Kilka miesięcy po urodzinach Poli Kinga pojechała na tydzień robić reportaż w Los Angeles. 

Zostałem sam z małym dzieckiem. To była wielka frajda i wielki stres (...) A do tego wielki wysiłek. Po całym dniu pracy i opieki nad dzieckiem padałem przed telewizorem. Później już nikt nigdy nie musiał mnie przekonywać, że kobieta, która wychowuje dzieci i pracuje, jest w praktyce na dwóch etatach. A czasami trzech" - możemy przeczytać. 

***



pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Lis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy