Reklama
Reklama

Ryszard Rembiszewski ujawnia historie kilku zwycięzców "Lotto"! Odechciewa się trafienia "szóstki"!

Słynny "Pan Lotto" miał okazję poznać kilku szczęśliwców, którzy trafili "szóstkę". Ich historie nie są zbyt budujące...

Niedawno obchodził 70. urodziny. Legendarny "Pan Lotto" przez blisko 25 lat prowadził losowania Totalizatora Sportowego. Choć sam nigdy „szóstki” nie trafił, uważa się za człowieka szczęśliwego i spełnionego...

Zdobył pan wielką popularność. Nie znudziła się ona jeszcze panu?

- Popularność jest bardzo miła, czasami nawet pomaga w życiu, ale bywa, że staje się męcząca. Na przykład podczas wakacji na Mazurach, gdy się opalam, podpływa jakaś grupa ludzi na łódce i chce zrobić sobie ze mną zdjęcie. Oczywiście rozumiem to, ale nie czuję się dobrze w takich sytuacjach. Nie odmawiam, staram się być miły, ale nie jest mi łatwo. Nigdy nie odmawiam również fotoreporterom, bo wiem, że to ich praca.

Reklama

Słynie pan z nienagannego gustu. Skąd takie zamiłowanie do mody?

- Gdy zaczynałem pracę w telewizji, nie było takiego stanowiska jak stylista, dlatego sami musieliśmy się uczyć stylu, często na własnych błędach. Podpatrywałem najczęściej ludzi z doświadczeniem, w jaki sposób się ubierają. Myślę, że przez to wyrobiłem sobie pewien styl. W miarę elegancki, ale… bez przesady. Lubię się bawić modą, uważam, że nie można za nią gonić, ale brać z niej to, co dla nas najlepsze. Moda nie ma wieku, trzeba tylko zadbać, aby było nam wygodnie i abyśmy czuli się w ubraniu komfortowo. Choć przyznam, że lubię czasem zwariowane stylizacje.

Blisko 25 lat prowadził pan losowania. Spotkał kiedyś pan osobę, która wygrała?

- Zazwyczaj ci milionerzy nie lubią rozmawiać z dziennikarzami, nie chcą pokazywać się publicznie, pragną być anonimowi. Mnie się jednak udało, może dzięki temu,że byłem dla nich wiarygodny. Oczywiście nigdy nie zdradzałem nazwisk. Udało mi się nawet to, czego nie osiągnął nikt inny do tej pory: namówić dwa razy milionerów, żeby wystąpili ze mną w programie. Raz było to małżeństwo spod Olsztyna, które w ciągu dwóch tygodni dwa razy trafiło „szóstkę” w Dużym Lotku. I drugi raz – pewnego górnika ze Śląska.

Jak zapamiętał Pan ich emocje?

Uważam, że przy odbiorze takich pieniędzy powinien im towarzyszyć specjalista finansowy, który podpowie, jak nimi zarządzać, dokształci. Milionerzy, z którymi ja się spotykałem, a było ich sporo, często okazywali się nieporadni. Oczywiście wiele zależało od środowiska, z jakiego pochodzili, sytuacji majątkowej, wykształcenia. Dziś może wygląda to trochę inaczej, ale kiedyś ludzie ci byli potwornie zagubieni. Jeśli zwycięzca mieszkał w małej miejscowości i Totalizator przekazał mu 3 czy 4 miliony, to zupełnie nie wiedział, co z tym zrobić. Przeważnie lokował je w najbliższym banku. I tu pojawiał się problem, bo w takim banku pracowała sąsiadka albo ktoś inny z miejscowości i już cała okolica wiedziała, że ten czy tamten trafił „szóstkę”. Wielu z nich swoje majątki szybko trwoniło.

Czy któryś z milionerów zapadł Panu w pamięci?

- Tak, bardzo młody chłopak z Białegostoku, który wygrał sporą kwotę. Był maturzystą. Marzył o samochodzie, ale nie kupił go za wygraną, bo nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli, że ma tyle pieniędzy. Poprzez Totalizatora przekazał dużą kwotę na cele charytatywne. To był wyjątkowy człowiek.

Pan też znany jest z działalności charytatywnej...

- Działam, pomagam od młodych lat. Pracuję charytatywnie w kilku fundacjach, gdzie pełnię funkcje członka zarządu, jestem ambasadorem kilku fundacji. Najczęściej pomagam dzieciom chorym onkologicznie oraz bezdomnym zwierzętom. Tych próśb o pomoc jest tak dużo, potrzeby tak wielkie, że nie mógłbym stać obojętnie. Nie wszystkim jednak jestem w stanie pomóc i te odmowy są dla mnie najtrudniejsze.

Znajduje pan czas na własne przyjemności?

- Czasu wolnego nie mam zbyt wiele i z tego się cieszę. Uważam za swój sukces, że mimo wieku i tylu lat pracy, wciąż jestem czynny zawodowo. Najczęściej pracuję jako konferansjer. Czas wolny poświęcam na spotkania w dobrym towarzystwie. Lubię otaczać się ładnymi przedmiotami, podróżuję po świecie. Lubię, by zawsze w domu wszystko było poukładane i aby w sytuacji, gdy przyjdą niezapowiedziani goście, można było coś podać do jedzenia. Uwielbiam przyjęcia. Mam kilka potraw, które są moim znakiem rozpoznawczym. Wyznaję motto: 'Trzeba korzystać z życia i cieszyć się nim'. 

Ludzie powiedzą: łatwo mu mówić – znany, popularny, bogaty…

- Mam taką zasadę: codziennie rano, gdy wstaję i idę do łazienki, patrzę w lustro i mówię do swego odbicia: „Stary, uśmiechnij się, to będzie dobry dzień”. Bo tak trzeba. Nie zawsze życie układa się tak, jak byśmy chcieli. Są wzloty i upadki, ale zawsze pamiętam, co na początku mojej kariery powiedziała mi pewna doświadczona pani: 'Pamiętaj, młody człowieku, że zaczynasz swą karierę i będziesz wchodził stopień po stopniu coraz wyżej, ale może być też tak, że będziesz schodził w dół, a wtedy będziesz spotykał tych samych ludzi, których mijałeś, idąc do góry. Uważaj na to'. Dlatego nigdy nie palę za sobą mostów, nie niszczę ludzi, zawsze ich szanuję. Przecież nie wiadomo, jak się moje losy potoczą.

Wierzy pan w przeznaczenie?

- Tak. Myślę, że w naszym życiu odgrywa ono ogromną rolę. Pracowałem kiedyś w Ministerstwie Kultury, na dzień przed wylotem delegacji minister Janusz Wilhelmi powiedział, że ja nie polecę, bo mam pilnie przygotować jedną umowę. Dla mnie to był szok, poczułem się ukarany. Okazało się jednak, że to była... nagroda. Kiedy 16 marca 1978 r. czekałem na lotnisku na przylot samolotu, zadzwoniła „rządówka”, że samolot się rozbił w Bułgarii i wszyscy zginęli. Uprzytomniłem sobie, że widocznie nie nadszedł mój czas. Jako mały chłopiec topiłem się i ojciec mnie uratował, to też widocznie nie był jeszcze mój czas. Nawet jeśli często w pierwszym momencie wydaje się coś naszą klęską, wcale klęski nie musi oznaczać. To po prostu impuls do zmiany. Pod koniec pracy w radio jeden z przełożonych starał się różnymi metodami, abym zrezygnował. A ponieważ wtedy zaczęła się telewizja, przeszedłem do niej. To jego niszczenie mnie spowodowało, że podjąłem działanie. Jak się okazało, słuszne i bardzo rozwijające.

Rozmawiała:

Edyta Karczewska-Madej

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Ryszard Rembiszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama