17 lat temu zamienił Rotterdam na Warszawę. Choć zadomowił się tutaj na dobre, nie czuje się szczęśliwy. Wielka miłość i 5-letnie małżeństwo z Kayah odeszły w przeszłość, do tego nie ma przyjaciół, a jego jedyną rodziną jest firma producencka Rochstar.
- Nie udało mi się zbudować tej prawdziwej, w życiu prywatnym. Bo sam jestem z takiej rodziny, w której się nie udało i nie wiem, jak to się robi - mówi w wywiadzie dla "Twojego Stylu".
Jego mama była aktorką, ojciec reżyserem i producentem telewizyjnym, najsłynniejszym w Holandii. Niestety, rodzice rozwiedli się, gdy miał 6 lat. Odtąd częściej niż w domu przebywał w garderobie mamy lub studiu telewizyjnym ojca. Show-biznes nie miał przed nim tajemnic.
Jako nastolatek wystąpił w przedstawieniu przygotowywanym na otwarcie igrzysk w Los Angeles i zagrał w spektaklu w Paryżu, szybko poznając smak sukcesu.
To wtedy po raz pierwszy zobaczył zachwyt i dumę w oczach swojej mamy. - Postanowiłem zostać reżyserem, bo chciałem to samo zobaczyć w oczach ojca - mówi.
Mama go uwielbiała, a on nie umiał tego docenić, zwłaszcza że kobieta przez lata coraz bardziej pogrążała się w depresji.
Gdy miał 18 lat, popełniła samobójstwo. Rinke do dziś ma wyrzuty sumienia. - Wcześniej tamtego dnia dzwoniła do mnie kilka razy, a ja nie oddzwoniłem. Być może gdybym się z nią spotkał, to by nie nastąpiło? Z drugiej strony mama była już w takim stanie psychicznym, że pewnie jeśli nie tego dnia, to innego.
O uznanie ojca zabiega do dziś. - Lecę do Holandii na wielką imprezę. Jego 75. urodziny. I chcę tam powiedzieć, że dziecko potrzebuje poczucia, że ojciec jest z niego dumny. A mój nie był w stanie tego okazać. I z jednej strony to jest smutne. Ale z drugiej to właśnie pcha mnie przez całe życie - mówi.
Od kilku lat Rinke Rooyens nosi się z zamiarem wystawienia w Polsce wielkiego musicalu. Byłaby to muzyczna opowieść o Lechu Wałęsie i czasach "Solidarności". Powstał już nawet szkic scenariusza. - Napisałem go z ojcem - zdradza z dumą.
Zobacz również:










