Często podkreślasz, że rodzice są dla ciebie wzorem.
Przemysław Sadowski: - Mama była stomatologiem, ojciec socjologiem. Ciężko pracowali, ale potrafili stworzyć ciepły dom, szczęśliwe, normalne dzieciństwo. Dzięki nim nie mam żadnych traumatycznych przejść, nigdy nie musiałem rozliczać się przesadnie z przeszłością i to jest wartość. Czułem zawsze ich wsparcie, choć aniołem nie jestem i przeszli ze mną niejedno.
I są małżeństwem już 40 lat.
- Dlatego, jeśli ktoś gratuluje mi dziś 13 lat stażu małżeńskiego, to ja nie do końca to rozumiem. Bo na ich tle wypadamy dość słabo.
W środowisku aktorskim to jednak dość długi staż.
- Czemu tak się utarło, że w tym zawodzie związki trwają krótko?
Bo spotykasz tam atrakcyjnych ludzi, bo często wyjeżdżasz na plan zdjęciowy na miesiące, grasz sceny łóżkowe...
- Co zrobić, taka praca (śmiech).
Ale tak na poważnie, to nie było wam łatwo, szczególnie kiedy na świat przyszły dzieci, najpierw Janek, potem Franek.
- Lekko na pewno nie było. Tak się zdarzyło, że kiedy w 2006 roku urodził się Janek, miałem bardzo dużo pracy, kręciłem jednocześnie dwa seriale, jeździłem na próby do spektaklu teatralnego i był "Taniec z gwiazdami". Byłem fizycznie i psychicznie wykończony, spałem po trzy, cztery godziny na dobę. Agnieszka po narodzinach synka została w domu sama. Do dziś pamiętam taką sytuację: przyjeżdżam do domu o 2 w nocy. I co? Płacze mały Janek, płacze moja żona, a potem i ja. Totalna bezsilność.

Czyli: witamy w świecie początkujących i pracujących rodziców.
- Bardzo pomogli nam wtedy moi rodzice, zresztą pomagają nam do dziś. Wtedy na rok praktycznie zamieszkali w stolicy, zajmując się Jaśkiem. Agnieszka mimo wszystko musiała zwolnić tempo, choć przecież jej kariera pędziła. Był czas, kiedy nie pracowała.
Nigdy jednak żadne z was nie wzięło walizek z domu, nie poszło sobie...
- Musieliśmy dać radę i przystosować się do tej nowej rzeczywistości, kiedy dzieci kradną twój wolny czas, beztroskę i wolność. Ale w zamian dają niesamowite poczucie spełnienia, radość, dumę i miłość. A to, że nie wyrzucam czegoś na śmietnik tylko dlatego, że pojawiają się problemy... no cóż, to kwestia charakteru. A może wzorce wyniesione z domu. Pewnie jedno i drugie.
Jakim jesteś ojcem?
- Musisz o to zapytać moje dzieci, tylko może jeszcze nie teraz (śmiech). Nie umiem ci tego zdefiniować i nie będę odkrywczy, mówiąc że bardzo mi na nich zależy, by wyrośli na porządnych ludzi, by byli szczęśliwi. Wychodzę z założenia, że dzieci uczą się przez obserwowanie rodziców, a nie przez nakazy czy zakazy, dlatego staram się dawać im dobry przykład.

Jak spędzacie czas?
- Teraz na przykład starszy Janek trenuje pływanie, więc cztery razy w tygodniu wstajemy o 5.30 i pędzimy na trening na 6.30. Syn ćwiczy pod okiem trenerki, pani Moniki, a ja pływam na torze obok. I wiem, że kiedy przyjdzie kryzys, a przyjdzie na pewno, kiedy nie będzie mu się chciało rano wstać i zasuwać tych 80 długości basenu, to może spojrzy na mnie i pomyśli: "kurczę, stary daje radę, to i ja nie odpuszczę".
W waszym domu panuje układ partnerski?
- Innego sobie nie wyobrażam.
Czyli kiedy żony nie ma, ty gotujesz, a kiedy ciebie brak, ona wkręci żarówkę?
- Co do żarówki to gdyby nie było mnie tydzień, to pewnie Agnieszka by ją wkręciła (śmiech). Ale ja za to lubię gotować i nie mam z tym problemu. Ale partnerstwo to nie tylko dzielenie się obowiązkami. Staramy się też znaleźć przestrzeń dla siebie. Jakiś czas temu Agnieszka postanowiła przyjąć etat w Teatrze Dramatycznym. Wiedzieliśmy, że to się odbije na naszych finansach, ale tylko w takim miejscu ma szansę się rozwijać, grać Czechowa czy Szekspira, co zresztą świetnie robi.
Przed tobą też świetny czas. Grasz główną rolę w serialu "Niania w wielkim mieście". Jesteś gotowy na ten szum, fanki?
- Kiedy zaczynałem zabawę w aktorstwo, nie myślałem o popularności. Chyba w ogóle za dużo nie myślałem (śmiech). Nie lubię tego szumu, ale też jestem już duży, zaczynam rozumieć jak ten nasz show-biznes funkcjonuje, więc czasami troszkę odsłonię gardę. Ale tak szczerze - to nie lubię wywiadów, bo nie ma we mnie nic szczególnego. Żyję zwyczajnie, mam podobne problemy co inni. A jeśli ktoś chce mnie przedstawić jako wzorzec ideału, to chyba idealnie nieidealnego faceta (śmiech).
Rozmawiała: Aleksandra Jarosz
Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika "Świat&Ludzie"!









