Marcin Prokop o pracy przy spotach reklamowych
Marcin Prokop od lat kojarzony jest ze śniadaniówką TVN. Prezenter ma na swoim koncie także pracę w roli konferansjera przewodniczącemu gali, a także prowadzącego show telewizyjne m. in. "Mam talent". Idąc z duchem czasu, Prokop nie skupia się jedynie na pracy dla rodzimej stacji, na którą narzekał swego czasu, a szuka innych równie korzystnych współprac. Niedawno zdecydował się wystąpić w spocie reklamującym pewien szampon.
O tym, co skłoniło go do podjęcia tego wyzwania opowiedział w rozmowie z "Super Expressem".
"Zdecydowały pomysły firmy jak mnie wykorzystać. Gdybym dostał propozycję sztampową typu "wejdź półnago pod prysznic i w zwolnionym tempie myj włosy, a potem przeczesuj je w lustrze palcami" to bym nigdy się w to nie bawił. Wiadomo, że reklamę robi się dla pieniędzy, ale pieniądze to nie wszystko. Jeśli nie ma fajnego kreatywnego pomysłu, to żadne pieniądze mnie nie przekonają" - mówi "Super Expressowi" Marcin.
Gwiazdor przyznał, że ugruntowana pozycja w branży pozwala mu decydować się tylko na te propozycje, które faktycznie go intrygują i w których będzie mógł wykazać się kreatywnością.
"Jestem dość długo w branży. 25 lat. Czasy, kiedy byłem na dorobku minęły, więc teraz robię rzeczy, które sprawiają mi radość i frajdę i coś co wciąga mnie kreatywnie, nawet jeśli to jest reklama. Nie udawajmy, że reklamę robi się dla sztuki, ale jeśli można jakąś sztukę zrobić, to tym lepiej" - dodaje dziennikarz.
Prokop zgarnął za to bajońską sumę!
We wspomnianym spocie Prokop wystąpił w trzech rolach. Wcielił się w połamańca w gipsie, oskarżonego w sądzie oraz spragnionego przygód poszukiwacza skarbów. Okazuje się, że marka nie chciała oszczędzać na reklamie, wiedząc, że tylko człowiek cieszący się uznaniem i renomą w świecie mediów zdoła przekonać widzów do sięgnięcia po ich produkt. Według doniesień "Super Expressu" inwestorzy zapłacili Prokopowi bajońską sumę.
"Marcin jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy telewizji. Budzi zaufanie. Nie jest tajemnicą, że się ceni. Marka nie szczędziła na niego grosza. Mówi się, że jego kontrakt opiewa na 500 tys. zł." - zdradza "Super Expressowi" osoba z otoczenia prezentera.
Okazuje się, że wbrew przypuszczeniom Marcina, gips, w którym miał wystąpił nie został na niego nałożony za pomocą komputerowych sztuczek, a twórcy postanowili naprawdę go zagipsować!
"Sądziłem, że nie zapakuję mnie naprawdę w gips. Myślałem, że przyjdę sobie na zdjęcia, a potem jakiś miły pan w postprodukcji nałoży filtr, a tu dwóch oprawców ze szpitala, prawdziwych gipsiarzy, którzy składają kończyny wzięli mnie w obroty i nie było taryfy ulgowej. Zapakowali mnie dość ciasno. Zrobiono wiele dubli, więc leżałem zabandażowany i zagipsowany dobre 4 godziny. Jak tylko mnie zagipsowali to natychmiast wszystko mnie zaczęło swędzieć. Operator światła, który miał mniej roboty wsuwał mi kawałek papierka za gips i mnie nim szurał" - wyjawił Prokop.
Zobacz też:
Prokop nie zostawia złudzeń o relacjach z ukochaną córką. "Jest szczęśliwsza"
Pożar w Dzień Dobry TVN. Winny Prokop krzyczał: "Jarajcie się, pączury!"










