Początki były trudne. Konieczność ograniczenia ilości rzeczy do najbardziej niezbędnych niemal doprowadziła Małgorzatę na skraj załamania nerwowego, do tego stopnia, że mąż zalecał jej nawet wypicie naparu z melisy. Na szczęście ciężkie chwile minęły i Majdanowie mogą w pełni cieszyć się zasłużonym wypoczynkiem. Wypoczynek jest zresztą określeniem, które w przypadku Małgorzaty trzeba traktować umownie. Celebrytka czuje się bowiem w obowiązku relacjonować na bieżąco przygody swojej rodziny na terenie Szwecji.
Jej mąż stara się zachować odrobinę dystansu wobec medialnych pomysłów Małgorzaty, za co zresztą usłyszał delikatną reprymendę. Podczas zwiedzania zamku żona zagadnęła go delikatnie na tę okoliczność, jednak jej uwaga szybko rozproszyła się na innych członków rodziny, głównie Henia, suczkę rasy chihuahua o imieniu Francesca, a także zwiedzany obiekt:
Pysiuniu, a może byśmy razem spędzili ten czas? Meczów dzisiaj nie ma… Dzidziuś! Jesteś w zamku, hurra! Piękne, imponujące, świetnie zachowane.
Małgorzata Rozenek-Majdan relacjonuje rodzinną podróż
O dłuższą wypowiedź Radosław pokusił się dopiero z podziemiach zamku, wypełnionego naczyniami:
A co cię tu Pysiuniu zachwyciło? Pierwszy raz widzę, żeby ktoś miał więcej zastawy niż ty, czego dowodem jest to ujęcie. Ale niewiele więcej…
Miejscem kolejnych rozterek Małgorzaty okazał się kemping, gdzie po raz pierwszy rozstawili swoje obozowisko. Tu, o zgrozo, wyszło na jaw, że prowizoryczna podłoga nie spełnia oczekiwań celebrytki:
My chyba będziemy musieli kupić dłuższą podłogę. Bo będziesz przecież też często szedł do bagażnika. I co? Ja będę szła do bagażnika po ubrania, w piżamie i będę szła po trawie? A po co mi tu? Bo zobacz, jak wychodzę, to tutaj się może kończyć. Nie, i tak będziemy musieli kupić nową podłogę. Moje wyobrażenie na temat wielkości, długości i takich tam, jest nienajlepsze, kupiłam podłogę, wydawało mi się, że największą z możliwych, a okazało się, że jest bardzo mała i teraz to wygląda tak… Ja nie wiem, jak ja mam na tej podłodze wszystko zmieścić, bo nie widzę tu miejsca na stolik i w ogóle.
Dodatkowym czynnikiem stresogennym było dla Małgorzaty odkrycie, że na kempingu są także inni ludzie. Było jej tak ciężko z tym się pogodzić, że poświęciła swoim rozterkom sporą część nagrania:
Przyznam, ze nie podoba mi się to, że stoimy w miejscu, gdzie tu z lewej strony pan, przemiły zresztą, bo bardzo nam pomógł przy parkowaniu, bo tu była taka decyzja, czy parkujemy przodem, tyłem czy bokiem, bo tu różnie stoją kampery, więc to z nim przegadaliśmy. Ale tu są z tej strony inni ludzie i to jest takie dziwne, że wszyscy razem sobie na głowie…Zatankowaliśmy kampera wodą, teraz ładujemy go prądem, nawet włączyliśmy kanalizację… Klimatyzację w sensie…OK, niby wszyscy siedzą sobie na głowie, ale nikt na nikogo nie zwraca uwagi, nikt nikomu nie przeszkadza. My kilka razy radziliśmy się swoich sąsiadów.
Cóż, przy trudnościach Małgorzaty z zaakceptowaniem obecności innych ludzi i myleniu klimatyzacji z kanalizacją, to rzeczywiście może być podróż pełna przygód…





***








