"Z wielkim żalem i smutkiem żegnamy Barbarę Krafftównę, która pozostając do ostatnich chwil wśród swoich przyjaciół w Domu Artystów w Skolimowie, odeszła dziś w nocy..." - napisano w mediach społecznościowych Związku Artystów Scen Polskich.
W listopadzie aktorka przechodziła covid, mimo że była bardzo ostrożna i niemal przestała wychodzić z domu.
Przyjęłam tę nową rzeczywistość i z troski o siebie i innych nie ryzykuję spotkań. Czasem odwiedza mnie bliska przyjaciółka, a zresztą wisimy na telefonach, bo nie chcemy się pozarażać, choć na szczęście wszyscy jesteśmy zdrowi. Lepiej dmuchać na zimne. Nie zamierzam się wystawiać i sprawdzać, czy ja silna, czy ja mocna wobec koronawirusa. Nie chodzę na spacery. Nawet nie mam odruchu wychodzenia na balkon. Zakupy robi mi przyjaciółka albo bliższa lub dalsza rodzina. Jestem więc dopieszczona i wypielęgnowana
Kraffówna trafiła wówczas do Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, gdzie zajęli się nią specjaliści. Aktorka nie miała poważnych objawów, przez które musiałaby zostać zabrana do szpitala. Choroba jednak poważnie osłabiła jej organizm.
Dramatyczne momenty w życiu Krafftówny
Całe lata obwiniała się za śmierć męża. Ten, jadąc 6 listopada 1969 roku na spotkanie z nią, doznał zawału serca. Doszło do wypadku i aktor zginął na miejscu.
Krafftówna była przekonana, że gdyby tego dnia nie umówiła się z nim w SPATiF-ie, przeżyłby zawał, jeśli w ogóle by go doznał.
Mieli razem wybrać się na uroczysty obiad z okazji przypadających następnego dnia urodzin.
Dostałam informację, żeby natychmiast przyjechać do domu. Drzwi były otwarte... W progu pokoju stał oficer milicji. Powiedział, że Michał nie żyje. Rzuciłam się na niego i zaczęłam go bić
Kilkanaście lat później na zawał serca zmarł także drugi mąż Barbary Krafftówny Arnold Seidner. W 2009 roku odszedł też syn aktorki... W jednym z wywiadów Krafftówna wyznała, że do równowagi pomogły dojść jej pigułki.
Trzy razy umierałam z żalu. Trzy razy moje serce przebiły krwawe strzały. Okrutny los zabrał trzech najważniejszych mężczyzn mojego życia. Bardzo pomogły mi pigułki. Wyszłam z otępienia, ale blizny pozostały. Dotkliwe, wyraźnie, własne...









