Andrzej Iwan - piłkarz, dzięki któremu w 1980 roku polska reprezentacja jeden jedyny raz w historii wygrała z Hiszpanią (strzelił dwa gole) - od kilkudziesięciu lat zmaga się z chorobą alkoholową. "Przeżyłem już mnóstwo terapii, detoksów, leczyłem się psychiatrycznie. To wszystko, jeśli nawet pomagało, to na krótko" - zwierzył się niedawno "Gazecie Krakowskiej".
Mistrz autodestrukcji
Andrzej Iwan zaczął pić już jako nastolatek. Gdy w 1982 roku okrzyknięto go mianem najlepszego snajpera Starego Kontynentu, miał zaledwie 21 lat i sporo "grzechów" na sumieniu. Trzy lata wcześniej, po awanturze w restauracji "Stylowa" w Nowej Hucie, gdzie - będąc pod wpływem alkoholu - wdał się w kłótnię z kelnerką, obudził się w areszcie, a uwolniony z kajdanek... pobił zomowców, którzy go zatrzymali.
Życie chłopaka, który właśnie zagrał w finałach mistrzostw świata w Argentynie i był najmłodszym uczestnikiem turnieju, a także zdobył mistrzostwo kraju oraz brązowy medal mistrzostw Europy do lat 18, w jednej chwili legło w gruzach.
Rok 1978 był jak z bajki, ale ktoś kompletnie spierniczył zakończenie. To znaczy, bądźmy precyzyjni - zrobiłem to ja sam, jako niekwestionowany mistrz autodestrukcji. W efekcie zapaskudziłem obie życiorys i zahamowałem karierę

Ze szczytu na samo dno, z boiska za kratki
Przez zadymę w "Stylowej" Andrzej Iwan nie poleciał z kolegami z Wisły Kraków na zgrupowanie do Australii, za to... stanął przed sądem wojskowym (pobici przez niego funkcjonariusze odrabiali w ZOMO wojsko, a on był formalnie żołnierzem w służbie czynnej).
Byłem na szczycie, aż nagle wylądowałem w jednostce karnej, gdzie od piątej rano myłem zasrane kible i zaszczane podłogi... Ogolony na zero, wygłodzony, wyziębiony, odarty z resztek godności. To był szok. Sądziłem, że świat należy do mnie i że będę po prostu brał, na co mam ochotę. Zderzenie z rzeczywistością było bardzo bolesne
Kiedy w końcu opuścił jednostkę karną, musiał przyjąć na klatkę kolejny cios. Sąd piłkarski - za zachowanie niegodne sportowca - skazał go na rok dyskwalifikacji. Wiedząc, że przez dwanaście miesięcy nie będzie mógł grać w piłkę, zaczął, jak wspomina, tracić zainteresowanie futbolem.
Popijałem, zastanawiałem się nawet, czy nie skończyć ze sportem

Całe życie... na zakręcie
Na szczęście prezesowi Wisły Kraków udało się załatwić Andrzejowi Iwanowi skrócenie kary. Powrót na boisko nie był jednak dla młodego piłkarza ani łatwy, ani przyjemny. Byli fani - przekonani, że siedział za pobicie kelnerki - nazywali go "damskim bokserem", a na stadionach skandowano: "Już za chwilę, za chwileczkę Iwan je*nie kelnereczkę". Andrzejowi udało się jednak podnieść... Zostawił Wisłę, przeniósł się do Zabrza i zdobył jako środkowy pomocnik Górnika tytuł "Piłkarza Roku" oraz kontrakt z VfL Bochum. Później wrócił do Zabrza, był w kadrze narodowej, grał też w Grecji, w końcu został trenerem, menadżerem i komentatorem.
Andrzej Iwan nie kryje, że wszystkie pieniądze, które zarabiał, przepijał i zostawiał w kasynach. Żona Barbara cierpliwie znosiła jego wybryki, ale w końcu - niedawno - pokazała mu drzwi. Kiedy w lutym 2021 roku dostał pracę w Wiśle Kraków i po wieloletniej przerwie wrócił do klubu, żeby pracować w roli skauta, jego życie prywatne akurat legło w gruzach, więc po zaledwie miesiącu zrezygnował z posady.
To nie jest kolejny zakręt w moim życiu. Jestem na zakręcie permanentnie od kilkudziesięciu lat. Na własne życzenie zresztą
Bez pracy, bez domu, bez prawa jazdy...
Przed powrotem do Wisły Andrzej Iwan pracował jako trener juniorów z Wiatru Ludźmierz, później trenował Orlęta z Rudawy, w końcu dostał posadę dyrektora sportowego Wieczystej Kraków, ale - jak mówi - wywinął parę numerów i po kilku sezonach musiał odejść. Były piłkarz był też przez wiele lat komentatorem sportowym. Andrzej Iwan przyznaje, że w ostatnich latach znów sięgnął dna - musiał wynieść się z własnego mieszkania, żona oskarżyła go o stosowanie przemocy (teraz nie może nawet próbować się z nią kontaktować), stracił prawo jazdy...
Dziś "Ajwan" (tak kiedyś nazywali go fani) próbuje na nowo ułożyć sobie życie. W kwietniu 2021 roku, po zawieszeniu współpracy z Wisłą Kraków, postanowił wyjechać do Niemiec, by pomóc mieszkającej tam córce Katarzynie. Zajmuje się wnuczką, gdy Kasia pracuje.
Najlepszą terapią, jaką miałem w życiu, były dzieci, a teraz są nią wnuki (Iwan ma trójkę wnucząt: Zuzię, czyli córkę Katarzyny, oraz Nikolę i Nikosia, czyli dzieci Bartosza, który też jest piłkarzem - przypis red.). Gdy na nie patrzę, dostaję taki duży zastrzyk wiary, że jeszcze w moim życiu wyjdę na prostą
"Zdrowo szurnięty koleś"
Andrzej Iwan ma za sobą dwie próby samobójcze - w 2008 roku próbował zakończyć swe życie, podcinając sobie żyły, rok później połknął garść środków nasennych. W obu przypadkach cudem uniknął śmierci... "Czułem, że jestem to samobójstwo winny rodzinie. Czułem, że jestem dla nich balastem, problemem, zadrą. Czułem, że będzie im się łatwiej żyło, kiedy umrę. Zżerało mnie poczucie winy" - wyznał w swej autobiografii. Andrzej Iwan nie kryje, że wciąż walczy ze swoimi demonami. Wierzy, że w końcu sobie z nimi poradzi. Pytany, jak chciałby zostać zapamiętany, mówi: "Kiedy usłyszycie o Andrzeju Iwanie, pomyślcie, że to był ten zdrowo szurnięty koleś, który przeżył kilka smutnych historii..."