Meghan Markle i książę Harry: serial Netflixa
Meghan Markle i książę Harry bez dwóch zdań zawojowali 2022 rok. Zbuntowani książęta za sprawą premiery serialu dokumentalnego Netflixa po raz kolejny znaleźli się na szczycie popularności. I choć "dzieło" potentata streamingowego jest określane mianem największego rozczarowania roku, to jednak trzeba przyznać, że dzięki niemu w nowy sposób spojrzeliśmy na książęta Sussex.
Od dwóch tygodni analizujemy poszczególne odcinki i wychwytujemy liczne nieścisłości w narracji serialu. Mogłoby się wydawać, że po emisji filmu "Harry i Meghan", temat życia książąt na dworze królewskim oraz poza nim zostanie raz na zawsze wyczerpany. Tak się jednak nie stało i już niebawem do sieci trafi kolejna produkcja z ich udziałem.
Zagraniczne media robią co w ich mocy, aby zweryfikować prawdziwość wypowiedzi księcia Harry’ego i Meghan Markle. Tym razem do zarzutów książąt Sussex odniósł się 42-letni szef policji w Toronto. James Ramer pełnił służbę w czasach, gdy Meghan Markle pracowała jeszcze jako aktorka na planie serialu "Suits" i jednocześnie randkowała z księciem Harrym.
Mężczyzna postanowił skomentować oskarżenia o to, że kanadyjska policja nie zapewniała gwieździe odpowiedniej ochrony. Meghan Markle narzekała, że pomimo jej próśb, wcale nie czuła się bezpiecznie. James Ramer twierdzi, że było zupełnie inaczej.
Meghan odpowie za oskarżenia pod adresem policji?
James Ramer naturalnie nie może podawać szczegółów sprawy sprzed lat, jednak w wywiadzie udzielonym dla "Toronto Sun" oświadczył, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Uważa, że jego podwładni wykonali dla księcia Harry’ego i Meghan Markle kawał dobrej roboty:
"Zawsze znajdą się ludzie, którzy nigdy nie będą szczęśliwi. Byłem wtedy dowódcą odpowiedzialnym za oddział, który nadzorował tę sytuację i mogę powiedzieć, że funkcjonariusze wykonali świetną robotę. Byli niezwykle profesjonalni. Nadzorowałem też obszar, który chronił VIP-ów i w pełni popieram wyniki pracy, którą tam wykonali" - wyjawił w "Toronto Sun", James Ramer.
Meghan Markle w dokumencie Netflixa opowiadała o tym, jak wyglądały początki jej obecności w mediach. Wspominała, że wkrótce po rozpoczęciu znajomości z księciem Harrym, jej życie zamieniło się w piekło. Pod domem we dnie i w nocy czatowali fotoreporterzy. Gdy wyszła z budynku, aby poprosić o opuszczenie okolicy usłyszała, że powinna się przyzwyczaić, ponieważ tak teraz będzie wyglądać jej życie.
Również sąsiedzi nie mieli dla niej litości. Mieszkańcy okolicy zainstalowali sobie specjalne kamery, za pomocą których obserwowali jej działania. James Ramer utrzymuje, że służby zagwarantowały Meghan Markle ochronę jakiej wymagała. Wsparcie celebrytka dostała również wtedy, gdy wraz z księciem Harrym przybyli do Toronto na Invictus Games. Publicysta Joe Warmington, który w "Toronto Sun" specjalizuje się tematyce kryminalnej oświadczył, że Meghan Markle jest winna policji przeprosiny za oskarżenia, które wygłosiła w filmie.
"Twierdzenia, jakoby policja w Toronto zawiodła parę królewską, są niedorzeczne. Pani Markle nie wspomina o tym, że policja w Toronto regularnie monitorowała jej ulicę, rozmawiała z paparazzi oraz rozmieściła w okolicy tajne pojazdy i zespoły. Są nawet zdjęcia zrobione przez emerytowanego fotografa "Toronto Sun", Mike'a Peake'a, przedstawiające policję na jej ulicy" - twierdzi dziennikarz "Toronto Sun".
Myślicie, że Meghan Markle przeprosi za swoje słowa? My raczej nie chwytalibyśmy się złudnej nadziei.
Zobacz też:
Mocne oświadczenie Doroty Wellman. Rozenek poczuła się "dotknięta"!
Marta Kaczyńska wybiera choinkę z synkiem i trzecim mężem [ZDJĘCIA]
