Marian Opania, niezapomniany Winkel z "Człowieka z żelaza" i Bolo z „Piłkarskiego pokera”, w ciągu 59 lat swojej kariery zagrał w ponad 100 produkcjach filmowych i serialowych. Zadebiutował w 1962 roku w „Miłości dwudziestolatków”. Na co dzień związany jest z warszawskim teatrem Ateneum,
Niedawno aktor udzielił „Newsweekowi” wywiadu z okazji 40. rocznicy zdobycia przez „Człowieka z żelaza” Złotej Palmy w Cannes. Ten wielki sukces polskiej kinematografii miał miejsce 27 maja 1981 roku, w bardzo trudnym politycznie czasie, na pół roku przed wprowadzeniem stanu wojennego.
Opania wspomina pobyt w Cannes z perspektywy obywatela socjalistycznego kraju, którego nie stać było nawet na kawę:
Na najważniejszym europejskim festiwalu dysponowałem kwotą ośmiu dolarów, wiedziałem, że jak mi ktoś postawi drinka, kawę, to nie będę miał za co się zrewanżować. Do tego smoking miałem z jakiejś wypożyczalni na Pradze. Koszule pożyczył mi Andrzej Zaorski, muszkę wziąłem z teatru. Kupiłem tylko sobie nowe buty, ale za to za ciasne. Mieszkałem w hotelu na wzgórzu. Na deptak nadmorski, schłodziło się jeszcze znośnie, ale jak wracałem pod górę musiałem je zdejmować i szedłem na bosaka. W Paryżu, na lotnisku Orly, miałem w kieszeni pięć franków i dylemat: wypić kawę czy zrobić siku. Pierwsza przyjemność kosztowała 4,20, druga, franka. Na obie nie było mnie stać.
Legenda głosi, że Opania, grający w filmie dziennikarza, wysłanego do stoczni w Gdańsku z zadaniem nakręcenia materiału kompromitującego działacza komitetu strajkowego, zasnął w trakcie projekcji filmu i obudziły go dopiero owacje. Aktor potwierdza, że jest w tym sporo prawdy:
Film widziałem już parę razy w Warszawie. Pamiętam, że w Cannes byłem strasznie zmęczony, wylecieliśmy z Warszawy chyba tego samego dnia rano. Jak tylko zgasło światło, moja głowa opadła na ramię Andrzeja Wajdy i przysnąłem. Obudziła mnie burza oklasków i owacja na stojąco. Kiedy ogłoszono werdykt, już mnie nie było w Cannes, musiałem wracać na przedstawienie w Warszawie.
Kulisy powstawania "Człowieka z żelaza"
Jak wspomina Opania, ze względu na polityczną wymowę filmu, powstawał on w atmosferze niepewności. Cała ekipa obawiała się, że lada chwila na plan wkroczą przedstawiciele służb i ogłoszą zakończenie produkcji:
Pracowaliśmy w pośpiechu i ciągle się zastanawialiśmy, kiedy władze nam przerwą zdjęcia. Wszystkim wydawało się, że to niemożliwe, że kręcimy film o strajku sierpniowym. Chociaż pełnego przyzwolenia nie było. Wajda poszedł osobiście do Wojciecha Jaruzelskiego, który był wówczas ministrem obrony narodowej, żeby otrzymać zgodę na wypożyczenie z wojska i milicji czołgów, mundurów, do scen rekonstrukcji wydarzenia z grudnia. Nie dostał takiej zgody.
Sam Opania był w tamtym czasie mocno zaangażowany politycznie. Brał udział w niezależnych przedstawieniach wystawianych w kościołach, z których dochód był przeznaczony na pomoc rodzinom internowanych działaczy. Aktorzy nie dostawali za występ ani grosza.
Marian Opania gorzko o Polakach
Porządny zarobek obiecywała za to reżimowa telewizja, jednak Opania uparcie odmawiał. Za to był regularnie wzywany na przesłuchania:
Często wzywano mnie na SB i Rakowiecką: dlaczego nie występuję w telewizji, tylko w kościołach. Miałem obsesję, że śledzi mnie SB. Że mam podsłuchy w domu, sprawdzałem samochód czy mi nie podcięli hamulców. Często wzywano mnie na SB i Rakowiecką: dlaczego nie występuję w telewizji, tylko w kościołach. A teraz w internecie czytam, że byłem ubekiem, dywersantem, zdrajcą ojczyzny. W dziwnym narodzie żyjemy.
78-letni aktor, który większość życia przeżył pod jarzmem komunizmu, nie ukrywa, że trudno mu zrozumieć, dlaczego Polacy uparli się, by zmarnować szansę, jaką otrzymali. Tym bardziej, że uważa się za patriotę i dobro ojczyzny leży mu na sercu:
Poza Polską mogę wytrzymać dwa tygodnie, nie wiem, co mnie tutaj tak ciągnie. Coś okropnego jak ten naród zmalał. Za pieniądze sprzedaje się duszę, wydobywa z nas najgorsze cechy, mówi że Unia Europejska jest okropna, ale jej pieniądze już nie. To porypane. I ta pseudokatolickość, miłość bliźniego.











