Sprawa alimentów, jakie Colin Farrell płaci Alicji na ich wspólnego syna, przez polskie media była podejmowała wielokrotnie.
Colin rozstając się z Alicją, aby uniknąć medialnego procesu, zaproponował Polce ugodę. Tabloidy donosiły, że aktorka dostała 100 tys. złotych miesięcznie alimentów oraz warty ponad milion dolarów dom w Los Angeles.
Farrell miał jednak zastrzec sobie w umowie, że w tym czasie Alicja nie może wynieść się z USA. Po związaniu się z nowym partnerem grozi jej obniżenie alimentów o 50 procent.
Kwota na przeciętnym Polaku i tak robi ogromne wrażenie, choć Bachleda mogła ponoć od Farrella wyciągnąć znacznie więcej. Tak przynajmniej twierdzi Lilianna Komorowska (62 l.), która doskonale orientuje się w temacie.
"Alicja mogła zawrzeć z Farrellem ugodę, dogadać się bez rozprawy sądowej, aby uniknąć rozgłosu i dodatkowych kosztów. Nawet nie będąc żoną, a mając z nim dziecko, mogłaby liczyć na duże pieniądze. Prawo w
USA jest surowe i twardo stoi za matką" - wyjawia w "Super Expressie" aktorka, która w swoim życiu była świadkiem wielu takich zdarzeń."Zgodnie z prawami autorskimi dziecku takiej gwiazdy jak Farrell może należeć się 17 proc. rocznych zarobków" - dodaje.Tabloid podliczył więc, ile mały Henry potencjalnie stracił z powodu decyzji jego mamy."Hollywoodzki amant otrzymuje ok. 2 mln dol. za jeden film, a przecież gra ich więcej niż jeden. Rocznie mały Henry dostawałby zatem jakieś 350 tys. dolarów, czyli 1,3 miliona złotych rocznie" - czytamy.





***








