Maciej Kurzajewski i Paulina Smaszcz przeszło 3 lata temu podjęli decyzję o rozwodzie. Pozew złożyła małżonka, rozczarowana, jak sama potem wyjaśniła w książce "Bądź Kobietą Petardą! Jak zająć się sobą i żyć świadomie” postawą Kurzajewskigo po tym, gdy zdiagnozowano u niej problemy onkologiczne, w wyniku których przejściowo straciła władzę w nodze. Jak ujawniła, kiedy uświadomiła sobie, że nie może liczyć na męża, uznała, że ich związek nie ma już sensu.
Po rozwodzie każde z nich zajęło się swoim życiem i wydawało się, że nie zamierzają sobie wchodzić w drogę, aż Kurzajewski zaczął sobie układać życie z Katarzyną Cichopek. Na ujawnienie nowego związku Paulina zareagowała nerwowo.
Gdy w październiku zamieścili zdjęcia ze wspólnej wycieczki do Izraela, zabrała głos, dając do zrozumienia, że jego romans z Cichopek trwa od 2019 roku, gdy spotkali się na planie „Czaru par”. Katarzyna i Marcin wystąpili wtedy jako idealna para, a wywiad z nimi przeprowadzał Kurzajewski.
W pełnych goryczy wpisach Smaszcz wypomniała Maciejowi, że był fatalnym mężem, który nigdy nie zabierał jej na żadne wycieczki, a także kiepskim ojcem, co zresztą, jak daje do zrozumienia, zostało mu do dziś. Przy okazji oberwało się wszystkim, którzy radzili Paulinie, by przestała się kompromitować, między innymi Iwonie Pavlović i Izabeli Janachowskiej, w przypadku której w medialną awanturę zostali wciągnięci także mąż i synek.
Maciej Kurzajewski zawiadamia policję
W swoim oficjalnym oświadczeniu Paulina upiera się, że jest jedyną osobą, która w tej sytuacji ma rację, chociaż wszyscy, oprócz jej najbardziej zagorzałych fanek, są przeciwnego zdania:
"Dyskurs medialny wygląda tak, że ja jako była żona jestem wiedźmą, mściwą i agresywną, a on milczący rozgrywający dobrem i miłością były małżonek. Niestety, tak nie wygląda rzeczywistość i fakty. Teraz już czas stanąć wyłącznie w obronie prawdy i zawalczyć, by moi synowie otrzymali to na co zapracowałam przez wiele lat, bo pracuję ciężko od 16. roku życia, a mój były mąż wiążąc się ze mną nie posiadał nic. Przez ostatnie miesiące pod kątem życia i prawa obowiązującego w Polsce, okazał się osobą, której w ogóle nie znam. Zawiódł całą rodzinę i naszych przyjaciół. Nikt mu już nie wierzy".
Pomijając już, czy Smaszcz ma rację, czy nie ma, najważniejsze w obecnej chwili jest to, że Kurzajewskiemu uwierzyła policja w Wesołej. Na komisariat tej podwarszawskiej miejscowości wpłynęło zawiadomienie o naruszeniu miru domowego przez byłą żonę, która pod nieobecność Kurzajewskiego nachodziła w domu, który przypadł mu w wyniku podziału majątku, jego schorowaną mamę.
74-letnia Teresa Kurzajawska, chora na cukrzycę, od pewnego czasu mieszka w domu syna w Starej Miłosnej. Wprowadziła się razem z psem, owczarkiem niemieckim imieniem Bono, który formalnie należy do Kurzajewskiego, jednak przejściowo został powierzony opiece jego mamy.
I właśnie w sprawie psa Smaszcz złożyła byłej teściowej niezapowiedzianą wizytę. Potem ogłosiła, że Kurzajewski pozbył się psa, co okazało się nieprawdą. Bono towarzyszył Maciejowi w studiu „Pytania na śniadanie”. To przelało czarę goryczy. Kurzajewski ujawnia w rozmowie z „Super Expressem, że, po konsultacjach z bliskimi, zgłosił sprawę na policję:
"Potwierdzam, to prawda. To jest tak bolesne dla całej mojej rodziny, że nie będę tego komentował. Proszę nas zrozumieć".
Paulina Smaszcz publikuje oświadczenie
Smaszcz, oczywiście, zapamiętała to zupełnie inaczej. Jak zapewnia w rozmowie z tabloidem, nie było to żadne nachodzenie, bo dom w Starej Miłosnej za czasów małżeńskich należał w części do niej:
"Nie byłam nigdy u jego mamy. Byłam po pierwsze w moim byłym domu, a obecnie Maćka domu. Z jego mamą bardzo miło rozmawiałam. To jest bardzo miła starsza pani. Na koniec pożyczyłyśmy sobie zdrowia i ucałowałyśmy się… To było bardzo miłe spotkanie. Stanowczo zaprzeczam doniesieniom Macieja Kurzajewskiego, że nachodzę nasze byłe miejsce zamieszkania i jego mamę oraz moją byłą teściową, która przebywa w domu mojego byłego męża. Z moją byłą teściową Teresą Kurzajewską pozostaję w pozytywnych relacjach. Na posesji domu Macieja Kurzajewskiego byłam tylko raz, na prośbę moich synów, by sprawdzić czy pies BONO po wydaniu go przez Macieja wrócił jednak do domu" - wyznała "Super Expressowi".
W swoim oficjalnym oświadczeniu, które mogłoby być dużo krótsze bez utraty przekazu, Smaszcz powtarza swoją wersję wydarzeń, do których doszło tydzień temu na terenie posesji w Starej Miłosnej, która po rozwodzie przypadła Kurzajewskiemu:
"Z moją byłą teściową rozmawiałam bardzo miło i przyjaźnie, a na koniec ucałowałyśmy się życząc sobie zdrowia, ponieważ mama Maćka opowiedziała mi o swoim wypadku, który miał miejsce podczas nieobecności Macieja w Polsce. Zaoferowałam swoją pomoc i troskę (…). Kłamstwa Macieja, manipulacje, oszczerstwa, tylko po to by obronić swój kłamliwy wizerunek medialny oraz walkę o pieniądze, osiągnęły szczyt. Nie dam okraść moich synów i przyjmując wszystkie najgorsze obelgi i kłamstwa, które są wypowiadane na mnie za plecami, przez pseudoinformatorów, pseudo jego znajomych, pseudopopleczników, przyjmuję z godnością i biorę je na siebie. Ja przynajmniej mówię o tym co się dzieje głośno, nie kłamiąc i nie manipulując (…) Chcę żyć według własnego systemu wartości i dbać o swoje upadające zdrowie, bo chcę być wsparciem dla synów i ich partnerek oraz przyszłych wnuków, mojej Mamy oraz kobiet, które mnie potrzebują".
Zobacz też:
Paulina Smaszcz podupadła na zdrowiu. Traci panowanie nad mową! Objawy pojawiły się nagle
Smaszcz publikuje WREDNY komentarz o Cichopek! "Pani piękna, Kaśka kurczak"Paulina Smaszcz o ciężkich chwilach po rozwodzie












