Reklama
Reklama

Krzysztof Krawczyk: Tak wyglądały jego ostatnie chwile. Menadżer przerwał milczenie

Wciąż trudno uwierzyć w śmierć Krzysztofa Krawczyka (†74 l.). Legendarny muzyk zmarł w Poniedziałek Wielkanocny około godziny 17.00. w szpitalu w Łodzi. Menadżer piosenkarza, Andrzej Kosmala, opowiedział jednemu z tabloidów o tym, jak wyglądały ostatnie chwile artysty. Trudno się nie wzruszyć.

Śmierć Krzysztofa Krawczyka wstrząsnęła całym światem artystycznym. Największy dramat przeżywają jednak jego bliscy, a w szczególności żona Ewa i związany z piosenkarzem menadżer Andrzej Kosmala. 

"Dla mnie to ogromny szok. Niestety to prawda, Krzyś nie żyje. Dostałem telefon od zapłakanej Ewy tuż przed 17.00. Wiem, że zdążył się pożegnać z Ewunią" - powiedział "Faktowi" Andrzej Kosmala. 

Nic nie zapowiadało tak dramatycznego obrotu sytuacji. 23 marca Krzysztof poinformował fanów na Facebooku, że mimo szczepienia zaraził się COVID-19. Artysta trafił do szpitala, ale opuścił szpital tuż przed Wielkanocą i zapewniał wszystkich, że czuje się bardzo dobrze. 

Reklama

Co dokładnie stało się więc Poniedziałek Wielkanocny?

5 kwietnia po południu muzyk poczuł się gorzej, dlatego trafił do Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Tam lekarze rozpoczęli walkę o jego życie. Niestety, nie udało się uratować Krawczyka. 

"Nie było mnie obok, Krzyś był w Łodzi, ja w Poznaniu. Myślałem, że będzie dobrze. Był z bliskimi, miał w sobie wiele optymizmu. W święta znów pokazano film o jego twórczości, zapewniał, że czuje się lepiej. To szok. Wysiadło serce, płuca, lekarze nie mogli nic zrobić. Ewunia jest w rozsypce, to nie tak miało być" - opowiada "Faktowi" Andrzej Kosmala. 

Żona potwierdziła, że bezpośrednia przyczyna śmierci muzyka nie była związana z koronawirusem.

***
Zobacz więcej materiałów wideo:

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Krawczyk | Andrzej Kosmala
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy