Reklama
Reklama

Kinga Rusin w USA przeżyła nie tylko szczęśliwe, ale i dramatyczne chwile. Co się wydarzyło?

Kinga Rusin (48 l.) zabrała ukochanego w podróż do USA. Przeszłość odżyła. Ten kraj kojarzy się jej z byłym mężem. W Stanach przeżyła wiele chwil, nie zawsze szczęśliwych. Po latach ujawniła, co się działo za zamkniętymi drzwiami domu jej i Tomasza Lisa. Okazuje się, że dziennikarka zmagała się z depresją poporodową.

Pierwsze kilkanaście dni maja Kinga Rusin spędziła z Markiem Kujawą (44) w Kalifornii. Zachwycała się przyrodą, dzieląc się z fanami zdjęciami z podróży, m.in. z pięknego Parku Narodowego Joshua Tree. - Natura zawsze zaskakuje swoim niepowtarzalnym pięknem - napisała dziennikarka. - Masz przy sobie świetnego fotografa - komentowali jej zdjęcia internauci. 

Wybrała się za ocean w interesach, chce rozwijać firmę kosmetyczną, ale przede wszystkim po słońce i romantyczną przygodę w towarzystwie ukochanego. Za każdym razem, kiedy przylatuje do Ameryki, powracają wspomnienia. To w USA spędziła bowiem pierwsze cztery lata swojego małżeństwa z Tomaszem Lisem (53). 

Reklama

To z nim pierwszy raz zwiedzała ten kraj. Była wtedy młoda, zakochana i bardzo szczęśliwa. Znalazła się tam w czerwcu 1994 roku, trzy dni po ślubie. Mąż właśnie został korespondentem TVP w stolicy USA. Wielu im wówczas zazdrościło. Zamienili 19-metrową kawalerkę na warszawskich Nowolipkach na 100-metrowe mieszkanie pod Waszyngtonem, w willowej dzielnicy z rezydencjami ambasadorów. 

Oni mieszkali w jednym z dwóch wieżowców, które tu stały. Mąż miał samochód służbowy do dyspozycji, wypłatę w dolarach. Uczyła się języka angielskiego, podziwiała kraj. Podczas jednego z urlopów na Florydzie przeżyli dramatyczną przygodę. W ostatniej chwili zmienili lot, dzięki temu uniknęli katastrofy, w której zginęli wszyscy pasażerowie. Kinga poznawała też Polonię. 

- W Waszyngtonie mieszkali Polacy, którzy wyjechali w stanie wojennym. Byli to w większości profesorowie, przeważnie ekonomii i matematyki. Ja na tych naszych spotkaniach zmieniałam talerze i podawałam potrawy, nie śmiałabym się odezwać. Miałam 23 lata, traktowano mnie jak maskotkę - wspominała. 

Jednak borykali się również z pierwszymi problemami. Tomek był zapracowany, często czuła się osamotniona. Sytuacja stała się dramatyczna, kiedy na świecie pojawiła się córka Pola. Urodziła się w listopadzie 1996 roku. Kinga popadła w depresję poporodową. - Dobę po rozwiązaniu wróciłam do domu z małym stworzonkiem na ręce i bez pojęcia, jak się nim zająć. Stojąc na balkonie, na 21. piętrze wieżowca, zastanawiałam się, czy skoczyć - opowiadała. 

Zdradziła, że ocaliła ją zaprzyjaźniona lekarka, która przyjechała do wycieńczonej nieprzespanymi nocami matki i zajęła się Polcią. Tomek wspomina ten czas inaczej. - O jakiejś 12.00 byłem już wolny. Właściwie codziennie można było iść w środku dnia na wielogodzinny spacer z dzieckiem. Być z nią od rana dosłownie do nocy, bo wieczorem kładłem się na kanapie z Polą obok i oglądałem mecze NBA. Karmienie, przewijanie, myślę, że i dziś poradziłbym sobie z tym bez najmniejszych problemów - napisał w książce "Historia prywatna". 

Czytaj dalej na następnej stronie.

Kinga zapamiętała, że żyli bardzo skromnie. Sama zajmowała się gospodarstwem domowym. Sąsiedzi podpowiedzieli jej, jak ekonomicznie robić zakupy. Wycinała kupony z gazet. - Pójście choć raz w miesiącu do restauracji pozostawało w sferze marzeń. Marzeniem też była kawa ze Starbucksa, dla mnie synonim amerykańskiego szczęścia - wspominała po latach z żalem. 

Od tamtego czasu minęło już ponad 20 lat. To zamknięty rozdział jej życia. O bolesnych, trudnych chwilach nie chce już myśleć. - Z czteroletniego pobytu w Ameryce mam w zasadzie same pozytywne wspomnienia i kiedy wysiadam tu z samolotu po prostu się uśmiecham - mówi dziś. 

Lubi wracać do USA, regularnie relacjonuje dla TVN galę wręczania Oscarów. Ma przy boku mężczyznę oddanego i obdarzającego ją miłością, któremu ufa. Cieszy się, że może mu pokazać piękne zakątki Stanów. Marek doskonale ją rozumie, potrafi zaskoczyć. W Kalifornii wynajął samochód i przemierzali region odkrywając małe miasteczka. 

- Uwielbiam nasze rozmowy w drodze, oboje jesteśmy gadułami - wyznaje Kinga. 

Dziś już stać ją na kolację w eleganckiej restauracji, nocleg w hotelu Waldorf Astoria w Beverly Hills. Na zdjęciu stoi uśmiechnięta na jego tarasie. Wokół roztacza się piękny widok. Nie jest tą samą zahukaną młodą dziewczyną, lecz dojrzałą, pewną siebie kobietą, już nie myśli o tym, by skoczyć...

***
Zobacz więcej materiałów:


Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Kinga Rusin | Tomasz Lis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy