Moje małżeństwo było wspaniałe zanim Grzegorz nie zaczął poważnie chorować. To była ogromna miłość. Gdybym miała jeszcze raz wyjść za mojego chorego męża, to bym wyszła - wyznała ostatnio aktorka w programie "Prawdę mówiąc". We wrześniu 2014 roku Grzegorz Świątkiewicz (†55), który przez lata cierpiał na głęboką depresję, popełnił samobójstwo. To był dla Joanny najtragiczniejszy dzień w życiu.
- Przez rok brałam antydepresanty. Odejście męża było bardzo bolesne, myślałam, że z tego nie wyjdę. Jednak w końcu zrozumiałam, że mam nastoletnią córkę, o którą muszę zadbać, że nie mogę egoistycznie myśleć tylko o sobie - wspomina. Odstawienie leków nie było łatwe.
- Ludzie biorą antydepresanty, żeby nie czuć życia, wtedy nic ich nie smuci, ale też nie cieszy. Ból jest częścią życia. Ja wolę cierpieć w pełni i być szczęśliwą w pełni. Jedno bez drugiego nie istnieje. Doświadczyłam wiele dobrego i wiele złego, ale to jest pełnia życia - podkreśla.
Swojego męża, dziennikarza sportowego TVP, Joanna poznała w jego czterdzieste urodziny. Zaiskrzyło, kiedy z Agatą Młynarską przyjechała do jego domu w Piasecznie - Grzegorz leczył wtedy rany po rozstaniu z Katarzyną Dowbor, która związała się z Jerzym Baczyńskim. Nazywał Asię swoim prezentem od losu.

- Nigdy w życiu nie spotkałam tak cudownego człowieka. Moje małżeństwo to coś, co mi się pięknie przydarzyło - opowiadała Joanna. W 2001 roku aktorce udało się zostać mamą. Byli z Grzegorzem bardzo szczęśliwi. Jednak wszystko zmieniło się, kiedy mąż zapadł na depresję. Zmagał się z nią wiele lat. Joannę przerażało, kiedy mówił, że chciałby umrzeć, że nic nie ma dla niego sensu. Przeszedł wiele terapii, po których jego stan się poprawiał, znowu był radosnym mężczyzną, w którym się zakochała. Na krótko. Wspierała go jak mogła, ale bezskutecznie.
- Nie mogłam mu pomóc. Nikt nie mógł - mówiła. W końcu stało się najgorsze. Pewnego dnia znalazła go martwego w ich domu. - Wciąż pokutuje u nas złe podejście do tej choroby. Nie pomaga mówienie: "Weź się w garść! Zobacz, masz piękną żonę, dom, dziecko, wszystko" - mówi Kurowska.
Dziś samotnie wychowuje córkę i dobrze sobie radzi. Wszystko dlatego, że jako zaradna kobieta od lat starała się dobrze inwestować zarobione na reklamach pieniądze. - Nie kupowałam za nie Ferrari, bo mnie takie rzeczy nie bawią - tłumaczy. Dzięki temu ma teraz komfort grania tylko tych ról, które są dla niej interesujące. Tragedie, których doświadczyła, nie zmieniły jej systemu wartości.

- Trzeba być lojalnym i żyć w zgodzie ze sobą. Lęk jest powodem całego zła na świecie. Dlatego nie wolno nam się bać - mówi. Nauczyła się też pokory, a ilekroć o niej zapomina, wydarza się coś, co sprowadza ją na ziemię. - Życie mnie nie oszczędzało. Zaliczyłam wiele upadków. To były śmierci, rozstania, traumy, ale się z tego podniosłam - podkreśla.
Najważniejsza jest dla niej córka, którą kocha miłością bezwarunkową. Stara się wynagrodzić odejście ukochanego ojca, przekazać jak najwięcej ze swojego doświadczenia. Ale szanuje też wybory dziewczyny. Zosia jest teraz w trudnym momencie. Jak każda nastolatka szuka własnej drogi. Kiedy oświadczyła, że chce zostać aktorką, Joanna zabrała ją na plan zdjęciowy, by przekonała się z czym wiąże się ten zawód.
- Po pół roku grania przeszła jej chęć na aktorstwo - śmieje się Kurowska. Zosia wie, że mama będzie ją zawsze wspierać. A Joanna jest wdzięczna mężowi, że dał jej ukochane, jedyne dziecko.

***
Zobacz więcej materiałów:








