Reklama
Reklama

Gonera: Mój koszmar trwa

Kilka lat temu Robert Gonera przeszedł załamanie. Okazuje się, że piekło aktora trwa nadal!


Gdy po latach nieobecności pojawił się w serialach "Czas honoru" i "Przepis na życie", jego wielbiciele mieli nadzieję, że artysta uporał się ze swoimi problemami. Wkrótce jednak wydał oświadczenie, w którym tłumaczył, że wycofuje się z zawodu. Dzisiaj odważył się opowiedzieć o tym, jak było naprawdę.

Wszystko zaczęło się cztery lata temu, na planie serialu "Determinator". Po prawie stu dniach zdjęciowych aktor trafił do kliniki w Lublinie.

"Zasnąłem w samochodzie ze zmęczenia w oczekiwaniu na zdjęcia, wyładował mi się telefon komórkowy" - opowiada na Facebooku. 

Reklama

"Obudzili mnie policjanci, którzy bez podania przyczyny nie chcieli mnie puścić ani skontaktować z produkcją. Po długich negocjacjach odmówiłem kontaktu, który i tak był bez sensu. Po godzinie zebrała się spora grupa gapiów z pobliskiej wsi, pojawił się ktoś z produkcji. Byłem spokojny, choć bardzo zmęczony. Od policjanta otrzymałem 'ofertę' - albo zamkną mnie na 48 h pod niejasnym zarzutem, albo zabierze mnie karetka pogotowia przybyła na miejsce. Wybrałem karetkę".

Tak aktor znalazł się na izbie przyjęć, przekonany, że ktoś profesjonalnie zajmie się jego zmęczeniem.

"Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przejściu drzwi złapało mnie dwóch osiłków pielęgniarzy i na siłę wstrzyknęło mi jakiś lek. Podejrzewam, że było to relanium. Moje serce po wielu latach ciężkiej pracy pracuje dość nisko. Podkreślam, że byłem spokojny, nawet nie miałem siły na jakąkolwiek formę aktywności czy agresji. Zastrzyk spowodował palpitacje, myślałem, że umrę. To było około południa. W nocy przyjechała po mnie żona i rano zabrała mnie do Wrocławia. Tam odpocząłem dwa dni i wróciłem do pracy".

Dramat Roberta Gonery jednak nie skończył się. Aktor nadal walczy z konsekwencjami tamtych wydarzeń:

"Od tamtej pory trwa koszmar przeciwstawiania się tym fałszywym doniesieniom i domniemaniom, udowadniania, że potrafię pracować, komunikować się i normalnie żyć. Taka jest prawda o tym zdarzeniu. Nie chodziłem po lesie, nie byłem agresywny - byłem po prostu skrajnie zmęczony. Proszę o usunięcie nieprawdziwych informacji z internetu i nie rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Normalnej rodziny, relacji ze światem, kontaktu z dziećmi nikt już mi nie odda".

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Robert Gonera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama