"Do tej pory weszłam na sześć szczytów. Do zaliczenia wszystkich najwyższych wulkanów na poszczególnych kontynentach pozostał mi jeden" - mówi Wachowicz w rozmowie z "Faktem".
Trzeba przyznać, że jest to nie lada wyczyn i Ewa ma czym się pochwalić. Do górskiej wspinaczki nie zniechęciła jej nawet groźna sytuacja, jakiej doświadczyła w 2014 roku na własnej skórze.
Wówczas próbując zdobyć górę Ararat (5137 m.n.p.m) w Turcji, o mały włos nie straciła stopy. Podczas wyprawy doszło do załamania pogody i pogorszenia warunków atmosferycznych. Byłej miss groziła amputacja odmrożonej stopy.
Kończynę jednak cudem udało się uratować, a Wachowicz nie przestawała snuć dalszych wspinaczkowych planów. Chwaliła się, że w 2018 roku zdobędzie kolejny szczyt Mount Sidley, który jest najwyższym wulkanem na Antarktydzie.
Rok 2018 dobiega już końca, a Wachowicz nadal nie ogłosiła, że udało jej się wejść na szczyt.
"Z tym szczytem jest pewien problem. Można na niego wejść tylko w jeden dzień w roku, w grudniu" - wyjaśnia gwiazda tabloidowi.
"Przed każdą wyprawą trzeba przejść intensywne treningi. W góry nie można iść z marszu, bez przygotowania. Tym razem miałam jednak za dużo innych spraw na głowie. Mam nadzieję, że na Antarktydę wyruszę za rok".
Zobacz również:

***
Zobacz więcej materiałów wideo:








