Reklama
Reklama

Elżbieta Romanowska: Wiem, że mężczyźni mogą się mnie bać!

Lubiana aktorka twierdzi, że rozmiar plus size nigdy nie był dla niej przeszkodą, by sięgać po marzenia, choć Elżbieta Romanowska (33 l.) przyznaje, że ludzie potrafią być okrutni w ocenianiu nieco grubszych osób...

Zawsze lubiłaś swoje ciało? 

- Nigdy nie miałam problemu z samoakceptacją i nie odczułam ze strony rówieśników oraz rodziny, że coś ze mną nie tak. Mój rozmiar nigdy też nie miał znaczenia w tym, co robiłam. Jeśli chciałam tańczyć, tańczyłam, występować w musicalu – szłam na castingi i dostawałam role. Nie bałam się nawet absurdalnych pomysłów. Kiedy w liceum koleżanki szły na kurs modelek, poszłam i ja.

I co, przyjęli cię?

- Pewnie, choć poza wzrostem nic się nie zgadzało (śmiech). Po kursie okazało się, że mam propozycje wzięcia udziału w pokazach i kilka zaliczyłam. Pojechałam nawet na pokaz do Paryża. Zawsze miałam milion pomysłów na siebie. I je realizowałam.

Reklama

Na studiach aktorskich nazywano ciebie Jagną. Nie denerwowało cię to?

- W ogóle nie protestowałam, bo nie chodziło o rozmiar, a raczej o słowiańskość Jagny z „Chłopów”, blond dziewczynę o kobiecych kształtach. Do tej pory przyjaciele mówią do mnie Jagna, a niektórzy mają mnie nawet tak przypisaną w telefonie.

Ale umówmy się, wiele kobiet w rozmiarze plus size chce schudnąć. Taką metamorfozę przeszła np. Karolina Szostak. 

- Chciała to zrobić, miała takie marzenie i brawo! Gratuluję konsekwencji. Ja nie mam dziś takich marzeń o rozmiarze S. Ale nie wiem, co będzie za jakiś czas.

A nie denerwuje cię, że media zawsze wyliczają ci, ile schudłaś a ile przytyłaś?

- Raczej mnie to bawi. Podobnie jak rozmowa ze mną o moim ciele. Ludzie nie chcą mnie zranić i wymyślają, że jestem „puszysta”. Kiedyś jednej pani powiedziałam, że „puszysty” to może być koc. Myślę, że i w rozmiarze S, i w rozmiarze XL nie ma dobrego określenia na styl figury, a ludzie próbują szukać najbardziej poprawnego politycznie określenia. Ale też kiedy zaczynałam przygodę z „Tańcem z gwiazdami”, dostawałam bardzo obraźliwe maile w stylu: „ty gruba świnio”, „gdyby miała pani odrobinę godności, to by pani zrezygnowała z tego show”, „ledwo podskoczysz, zrobisz dziurę wielkości krateru”.

Co sobie wtedy myślałaś? 

- Miłe to nie było. Lubię krytykę, ale konstruktywną, dzięki której mogę być lepszą aktorką czy człowiekiem. Tego typu komentarze to nic innego, jak odreagowywanie własnych frustracji i niepowodzeń kosztem innych.

Ale przyznasz, że w naszych czasach piękno dla wielu to jednak nieszczęsny rozmiar S.

- Ale trochę też to się zmienia. Pamiętasz reklamę jednej z firm kosmetycznych, która zaprosiła do kampanii pełniejsze kobiety? Czy one były brzydsze? Nie! Były piękne, uśmiechnięte, cieszące się życiem, bez cellulitu. Kiedy podróżowałam po Stanach, widziałam pełniejsze kobiety bardzo zadbane, pewne siebie i one czuły się atrakcyjne. Miały cudnie zrobione paznokcie, włosy. I nie chodzi mi o to, by promować otyłość, nie chcę popadać w skrajności, ale można być przecież pomiędzy.

Ciebie tego dbania o siebie nauczyła babcia Ela, po której zresztą dostałaś imię.

- Mieszkałam z nią przez kilka miesięcy zaraz po urodzeniu. Mama kończyła wtedy studia IKF i przyjeżdżała z tatą do mnie na weekendy. Potem spędzałam z babcią każde wakacje w Głogowie. Ona zawsze miała pięknie pomalowane, długie paznokcie, nosiła czarną, elegancką spódnicę, białą bluzkę, kamizelkę i perły. I szafę pełną butów na obcasie. Nawet kapcie na obcasie.

I tę miłość do szpilek odziedziczyłaś po niej?

- Dziwisz się? Bawiłam się tymi szpilkami jako dziecko, przymierzałam, wybierałam, robiłam z nich ciuchcię. Marzyłam, by mieć takie w przyszłości. Dlatego teraz mam to, co mam – wielką szafę, zapełnioną butami od podłogi do sufitu. I niestety wciąż ich przybywa, bo przecież... buty są zawsze potrzebne.

To teraz porozmawiajmy o facetach. Jesteś singielką czy panną do wzięcia?

- To już moja prywatna sprawa, ale jeśli pytasz czy mężczyznom podobają się kobiety mojej postury, to ich by trzeba o to zapytać. W miłości to nie ma jednak większego znaczenia. A moja babcia powtarzała, że każda potwora znajdzie swego amatora (śmiech). Oczywiście w pierwszym kontakcie pierwsze wrażenie ma znaczenie dla obu płci. Jednak potem zakochujesz się w człowieku, jego wnętrzu, osobowości, a nie w kolorze włosów czy oczu.

I jaki jest ten twój ideał?

- Jeśli chodzi o osobowość, to: dobre serce, poczucie humoru, dystans do siebie i zdecydowanie głowa na karku.

Jesteś chyba silną kobietą?

- Wiem, że mężczyźni mogą się mnie bać, bo jestem niezależna, konkretna, nie owijam w bawełnę. Ale kiedy wracam do domu, to jestem zwyczajną kobietą – czułą, delikatną, emocjonalną, która wzrusza się na filmach, lubi się przytulać, pójść na spacer, zjeść romantyczną kolację we dwoje przy świecach albo pograć w puzzle. Ta siła prywatnie gdzieś mi umyka.

A mężczyzna powiedział ci kiedyś, że powinnaś jednak schudnąć?

- Oj, gdyby spróbował! A tak poważnie – wszystko zależy od sposobu, w jaki bliska osoba to zrobi i jakimi intencjami to jest podszyte. Jeśli zrobi to delikatnie, w trosce o nasze zdrowie, to nie ma co się obrażać, tylko warto wtedy spojrzeć na siebie z dystansem, zacząć działać. Jeśli zaś ktoś robi to tylko po to, by nas zranić, to raczej kazałabym tej osobie zamknąć drzwi od drugiej strony.

Na jakim dziś jesteś etapie? Odchudzania, zdrowego stylu życia?

- Staram się zdrowo żyć. Nie katuję się dietami, nie wierzę w żadne suplementy odchudzające. I jeśli mam ochotę zjeść pizzę, to ją jem, a potem idę na siłownię. Mam trenera personalnego – Daniela „Staszka” Kulikowskiego, z którym kilka razy w tygodniu ćwiczę na siłowni. Nie wyobrażam sobie zresztą, żeby dbać o linię, nie uprawiając sportu. Jeśli chcę mieć ładniejsze nogi, to nad nimi pracuję. Po prostu chcę się dobrze czuć ze swoim ciałem.

I widzę, że masz dobry czas. 

- Bo przestałam chcieć być idealna. Dlatego też napisałam książkę „Kobieta nieperfekcyjna”. Nauczyłam się nie zamęczać nieistotnymi sprawami, prosić o pomoc. Korzystam np. z usług pani sprzątającej, bo mam tyle pracy, że nie starcza mi czasu. Kiedyś miałam wyrzuty sumienia, że jestem młoda, a nie udaje mi się wszystkiego ogarnąć. Ale już nie mam. Poza tym kocham swoją pracę i chciałabym zagrać jakąś poważną dramatyczną postać kobiecą, bo – choć lubię siebie w komediach – uwielbiam też poważne, skomplikowane role.

Aleksandra Jarosz

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Elżbieta Romanowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy