Reklama
Reklama

Dorota Wellman: Przez życie nie przejdę obojętnie

Nie tylko Dorota Wellman (56 l.), ale także jej bliscy są wyczuleni na krzywdę innych ludzi.

Niedawno otrzymała Pani statuetkę Gwiazdy Dobroczynności. Czym jest dla pani to wyróżnienie?

- Nagroda jest jak bat. Będzie przypominać, że trzeba działać dalej. Jest miłym uwieńczeniem części mojej pracy, ale też motywatorem, który sprawia, że to nie koniec.

Wszędzie pani pełno. W tv, na konferencjach, a jednak wspiera Pani jeszcze potrzebujących. Trudno jest wygospodarować czas na udział w akcjach charytatywnych?

- Czas się zawsze znajdzie, trzeba tylko chcieć. Za każdym razem zarabianie pieniędzy to już nie jest ta przyjemność, a zrobienie czegoś dobrego dla drugiego człowieka przy okazji swojej pracy jest dużą radością. Później, jak się patrzy w lustro, można sobie powiedzieć: "jestem dobrym człowiekiem"!

Reklama

Syn i mąż nie mają pretensji, że poświęca im pani za mało uwagi?

- Nie. Wszystko zawsze wcześniej ustalam z rodziną, która jest dla mnie priorytetem. Moi najbliżsi również angażują się w pomoc innym. Mój mąż patronuje akcji pomocy dla bezdomnych z naszej podwarszawskiej miejscowości. Obok nas mieszka wiele osób, którym wiedzie się nieco gorzej. Stworzyliśmy pomoc finansową, która pozwala kupować dla nich żywność, a czasem odzież, szczególnie buty w okresie zimowym. Mój syn natomiast wspiera młodych i zdolnych. On miał trochę prościej, bo ma znaną mamę i łatwiejszy start w Warszawie. Docenia to i dlatego pomaga ludziom z mniejszych miejscowości, którzy mają ciężką sytuację rodzinną, a posiadają talenty i chcą się kształcić.

Syn i mąż nie mieli za złe, że pieniądze z reklamy też poszły na fundację?

- Kiedy mieliśmy sytuację, że trzeba było zdecydować, co robimy z pieniędzmi z reklamy, o tym, że trafią one na szczytne cele, postanowiliśmy wspólnie. Absolutnie nie mieli mi za złe, że wyszłam z taką inicjatywą. Jak widać, obaj są tak samo pozytywnie szurnięci jak ja.

To piękne, że w tych trudnych czasach istnieje ktoś taki jak pani, kto potrafi być altruistą.

- Trzeba być człowiekiem, który widzi coś więcej niż czubek własnego nosa. Należy mieć oczy szeroko otwarte. Ja jestem wrażliwa na drugiego człowieka. Nie przejdę obojętnie obok tego, kto potrzebuje pomocy i zachęcam też innych, by rozejrzeli się dookoła siebie, bo nie zawsze pomaga się za pomocą gotówki. Czasem wystarczy zwykła przysługa, która nic nas nie kosztuje.

Bywa pani czasem zmęczona?

- Tak, zdarzają się dni, kiedy jestem tak zmęczona, że ledwo żyję, ale potem mi mija, bo wiem, że w kalendarzu mam zapisanych mnóstwo spraw do załatwienia, a telefon ciągle dzwoni. Żyję w poczuciu, że są ludzie, których nie mogę zawieść i to mnie mobilizuje. Wiem, że muszę gdzieś pojechać, o coś poprosić, czasem trzeba "pożebrać". Jestem dyplomowanym żebrakiem! Ale jest bardzo dużo ludzi dobrej woli, którzy mi nie odmawiają, ponieważ wiedzą, że jak wyciągam po coś rękę, to nie dla samej siebie, bo na swoje własne potrzeby zarabiam.

Czyli ten świat nie jest wcale taki zły?

- Świat jest dobry. Ja w to mocno wierzę i u każdego człowieka doszukuję się pozytywnych cech.

A pani też ktoś w życiu pomógł?

- Wielokrotnie. Na mojej drodze było mnóstwo osób, które wyciągnęły do mnie rękę, kiedy byłam w trudnej sytuacji, które może nie były wyjątkowo dramatyczne, ale jednak trudne. Ktoś mi kiedyś pomógł w pracy, ktoś inny pożyczył mi pieniądze, ktoś inny wysłuchał i doradził. Jest wiele osób, którym sporo zawdzięczam i nie wstydzę się do tego przyznać.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama