W domu Szelągowskiej panuje stanowcza zasada. Nie robi wyjątków
Dorota Szelągowska (44 l.) jest znana w show biznesie jako specjalistka od metamorfoz wnętrzarskich. W prowadzonych przez siebie programach skupia się na funkcjonalności wnętrz, a prywatnie jest zwolenniczką eklektyzmu i klimatycznych dodatków. Jednak w wydatkach zachowuje zdrowy rozsądek.
Dorota Szelągowska, znana jako specjalistka od błyskawicznych remontów, dość długo szukała pomysłu na karierę. W wieku 18 lat zaczęła występować w telewizji, jako prowadząca emitowanego w TVP młodzieżowego programu „Rower Błażeja”.
Projektowaniem i aranżacją wnętrz Szelągowska na dobre zajęła się w 2014 roku, gdy została prowadzącą programu „Dorota was urządzi”.
Z czasem zrozumiała, że w jej zawodzie od teorii ważniejsza jest praktyka i wrodzone predyspozycje, a przede wszystkim umiejętność uczenia się od doświadczonych fachowców, chociaż brak dyplomu architekta doskwiera jej do tej pory. Jak wyznała w wywiadzie dla „Gali”:
"Żałuję strasznie. I to jest mój kompleks, owszem. Wtedy architektura kojarzyła mi się wyłącznie z mostami, matematyką i takimi rzeczami. Dopiero przed trzydziestką zrobiłam taki kurs, który uprawniał do wykonywania zawodu".
W projektowanych przez siebie wnętrzach Szelągowska, zgodnie z potrzebami mieszkańców, stawia na funkcjonalność. Prywatnie jest wielbicielką unikatowych mebli i dodatków. Jednak, jak zaznacza w rozmowie z Kozaczkiem, daleka jest od pomysłu zagracania wnętrz:
”W moim domu ważna jest zasada: czy mam miejsce na nowe rzeczy. Jeśli go nie ma, to nie kupuję nowych mebli, itp. Wygląda to tak, że na przykład, gdy za każdym razem przywożę coś z podróży, lub kupuję daną rzecz, to wiem już, gdzie ona będzie stała”.
Jak się okazuje, Szelągowska jest zwolenniczką zyskującej na popularności opinii, że wydawanie pieniędzy na markowe dodatki ma sens, pod warunkiem, że jest to długofalowa inwestycja. Tłumacząc swoje podejście do tej kwestii, porównuje różne rodzaje mody:
"Uważam, że wydawanie jakichś chorych pieniędzy na rzeczy użytkowe, takie jak kanapa czy dywan, jest po prostu bez sensu. Te rzeczy się niszczą, one są do eksploatacji. To jest tak, że można mieć drogą torebkę czy jakieś drogie szpilki, ale wydawanie chorych kwot na zwykłe trampki za kilka tysięcy złotych, które znoszę i zniszczę, jest totalnie bez sensu. To nie oznacza, że jeżeli ktoś tyle wydaje, to uważam, że robi coś głupiego. Każdy powinien wydawać swoje zarobione uczciwie pieniądze tak, jak chce. Myślę, że na sztukę mogłabym wydać więcej pieniędzy. To też potraktowałabym bardziej jako inwestycję".
Zobacz też:
Dorota Szelągowska spisała już testament. Ustaliła także ważny szczegół swojego pogrzebu
Szelągowska dopiero co pracowała z Darkiem Stolarzem, a dziś takie słowa. "To nie jest tak"