Reklama
Reklama

Dorota Naruszewicz nie widziała matki od tygodni! Została w domu opieki

Dzień, w którym u mamy Doroty Naruszewicz zdiagnozowano chorobę Alzheimera, aktorka nazywa najgorszym w życiu. 

"To był 16 września 2017 roku. Poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę" - wspomina. 

Nie miała pojęcia, bo i skąd, jak powinno się zajmować osobą, którą dotknęła ta straszna choroba. 

"Nic nie wiedziałam, a lekarz poza receptą nie dał mi nic..." - żaliła się. 

76-letnia pani Bożena mieszka dziś w jednym z podwarszawskich ośrodków dla seniorów. Niestety, od początku marca córka ani razu nie mogła się z nią spotkać. 

Reklama

"Z powodu pandemii ośrodek został zamknięty dla odwiedzających. To bardzo trudne dla mnie, bo jeździłam tam regularnie" - mówi Dorota Naruszewicz. 

Pani Bożena tuż po diagnozie, nie chciała nawet słyszeć o przeprowadzce.

"Próbowałam zabrać ją do siebie, ale to się nie udało. Pogubiła się zupełnie w nie swoim domu" - opowiada aktorka.

Czytaj więcej na kolejnej stronie...

Dopiero gdy na początku ubiegłego roku Naruszewicz musiała z mężem i córkami polecieć do teściów do USA, jej mama zgodziła się... wybrać do sanatorium. 

"Oczywiście natychmiast po powrocie do Polski sprowadziłam ją do domu, ale okazało się, że choroba przyśpieszyła i potrzebna jest bardziej intensywna opieka i rehabilitacja" - mówi zmartwiona córka. 

Aktorka dostała akurat propozycję zagrania dużej roli w serialu "Korona królów". Mąż Tomasz Żórawski (50 l.) przekonał ją, by nie odrzucała szansy powrotu do pracy, na którą czekała, odkąd w 2012 roku zrezygnowała z roli Beaty w "Klanie". 

Jednak znalezienie kogoś, kto mógłby zajmować się mamą w czasie, gdy ona była na planie, okazało się niemożliwe. Jedynym wyjściem było umieszczenie pani Bożeny w ośrodku specjalizującym się w opiece nad osobami dotkniętymi chorobą Alzheimera. 

"Miałam szczęście, że znalazłam miejsce w cudownym domu blisko Warszawy" - wyznała tuż po tym, jak w połowie czerwca zeszłego roku zawiozła mamę do ośrodka. 

Wyrzuty sumienia nie dawały aktorce spokoju. Codziennie jeździła do mamy. 

"Minęło dobre pół roku, nim zaakceptowałam i dopuściłam do siebie myśl, że tak już będzie i że nie zrobiłam niczego złego" - mówi. 

Obecnie jest pewna, że jej mama ma wszystko, czego potrzebuje. 

"Jest zaopiekowana, rehabilitowana i dobrze się tam czuje" - powiedziała niedawno. 

Aktorka i jej córki Nina (17 l.) i Nelly (14 l.) nie mogą się już doczekać pierwszego po pandemii spotkania z babcią. 

"Nie izoluję dziewczyn od rzeczywistości. Opowiadam im zawsze, co u babci. Jeżdżą do niej, gdy tylko mogą" - mówi aktorka. 

Sen z powiek spędza jej jednak świadomość, że gdy wreszcie będzie mogła odwiedzić mamę, ta może po prostu jej nie poznać. 

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Naruszewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy