Dorociński: Popularność mnie peszy
Nie czuje potrzeby dzielenia się swoją prywatnością w mediach. Popularność go onieśmiela. Jaki jest prywatnie Marcin Dorociński?
Inni brylują na przyjęciach i bankietach, ale Pan nie. Dlaczego?
Marcin Dorociński: - Dla mnie najważniejsze jest dobrze wykonać swoją pracę. Nie muszę bywać na imprezach, by czuć, że robię coś dobrego. Nie muszę pozować z rodziną do zdjęć, żeby czuć się spełnionym. Media często oczekują, że aktor będzie im zdradzał swoją prywatność. Ja nie czuje się na to gotowy, więc unikam opowiadania o sobie.
Ale przecież w Pana zawód wpisane jest olśniewanie tłumów, błyszczenie w blasku fleszy, uśmiechanie z okładek plotkarskich magazynów.
M.D.: - Popularność mnie peszy. Wychodzę z założenia, że do zainteresowania mediów należy podchodzić z dystansem. W końcu wszystko jest ulotne i naprawdę nie ma czym się specjalnie podniecać.
Komplementów również Pan nie lubi?
M.D.: - Trzeba umiaru, żeby nie rozkochać się w sobie. Komplementy powinny umacniać człowieka w przekonaniu, że to, co robi, robi dobrze. W moim zawodzie kokietowanie nie jest najważniejsze.
Pana znajomi mówią, że pomaganie innym sprawia Panu przyjemność.
M.D.: - Rodzice nauczyli mnie, że trzeba pomagać ludziom. Trzeba być przyzwoitym, co oznacza, że nie wolno żyć tylko dla siebie. Nie lubię się chwalić, ale staram się podejść do każdego, kto w moim odczuciu potrzebuje pomocy. Powinniśmy wymieniać się dobrą energią. Poza tym dobre uczynki do nas wracają - ja w to naprawdę wierzę.
Agnieszka Pacuła
(47/2011)